Nowe Suzuki e Vitara nie zastąpi dotychczas oferowanego modelu o podobnej nazwie, tylko uzupełni gamę japońskiego producenta. Dlaczego? Bo to pierwszy elektryk w historii tej marki. Vitara na prąd jest opracowana na nowej platformie napędowej HEARTECT-e i ma brata bliźniaka w postaci modelu Toyoty Urban Cruiser. Zanim się przejechałem nowym Suzuki, myślałem, że samochód produkowany w indyjskim Gujarat będzie przyzwoity, ale nieco siermiężny. Dlatego pierwsza jazda totalnie mnie zaskoczyła. To bardzo dojrzały i nowoczesny elektryczny SUV o kompaktowych rozmiarach.
Suzuki e Vitara ma około 4,3 m długości i kanciastą sylwetkę. To nie rasowa terenówka, ale zdecydowanie SUV, chociaż niepozbawiony pewnych aspiracji offroadowych. Dotyczy to zwłaszcza najdroższej wersji z dwoma silnikami, a więc i napędem na obie osie. Wprawdzie rolę blokowanych mechanizmów różnicowych pełnią w nim hamulce i czujniki ABS, ale i tak w tej klasie trudno znaleźć elektryka z napędem na obie osie oraz sporym prześwitem. Nowym Suzuki bez wątpienia dojedziecie na działkę nawet w deszczowy dzień.
Podstawowa wersja e Vitary ma silnik z przodu i moc 144 KM i taką w ogóle nie jeździliśmy w ośrodku testowym firmy Segula nieopodal Frankfurtu. Do naszej dyspozycji był mocniejszy 174-konny model oraz flagowa odmiana z napędem 4x4 ALLGRIP-e o mocy 184 KM. Teoretycznie różnica pomiędzy nimi jest nieduża, ale w praktyce czteronapędowa Vitara prowadzi się lepiej i rusza z miejsca znacznie bardziej dynamicznie. Prognozowany zasięg poszczególnych odmian w zależności warunków jazdy waha się od 345 km do 428 km, a maksymalna moc ładowania wynosi mniej więcej 70 kW. To przybliżone parametry, bo mieliśmy do czynienia z przedprodukcyjnymi prototypami, które jeszcze nie mają homologacji drogowej. To też nie są wstrząsająco dobre dane, ale przy atrakcyjnej cenie powinny wystarczyć wielu kierowcom.
Suzuki wyposażyło e Vitarę w seryjną pompę ciepła, krzywa ładowania ponoć ma atrakcyjny przebieg, więc szczytowa moc jest osiągana w dużym zakresie, a realny zasięg ma nie być wiele gorszy od deklarowanego. Według pomiarów Suzuki różnica powinna wynosić najwyżej dziewięć procent, co byłoby bardzo dobrym rezultatem. Ciekawostką jest akumulator litowo-żelazowo-fosforanowy (LFP lub LiFePO4) o poj. 49 kWh lub 61 kWh, bo taką technologię lubią przede wszystkim chińscy producenci. W porównaniu z typowymi litowo-jonowymi bateriami (tzw. NCM z katodą litowo-manganową) LFP ma mniejszą gęstość energii, ale jest tańszy, bardziej stabilny chemicznie, bezpieczniejszy i powinien działać dłużej. Ponieważ na miejscu było wielu japońskich inżynierów, skorzystałem z okazji i zapytałem, w jak dużym stopniu e Vitara jest konstrukcją opracowaną samodzielnie przez Suzuki. Po szybkich konsultacjach odparli, że wszystko poza baterią w podwoziu i opcjonalnym tylnym silnikiem elektrycznym, jest ich dziełem.
Jakie wrażenie sprawia Suzuki e Vitara w trakcie spotkania twarzą w twarz? Sylwetka elektrycznego SUV-a jest raczej atrakcyjna, a na pewno nowoczesna. Wnętrze e Vitary jest przestronne i uporządkowane. Z tyłu jest mniej miejsca na głowę i stopy, ale też nie można bardzo narzekać. Bagażnik ma przeciętną pojemność, za to pod jego podłogą kryje się dodatkowy, naprawdę spory schowek. Poza tym tylną kanapę można pochylać i przesuwać, regulując w ten sposób ilość miejsca na bagaż. Do wykonania wnętrza użyto głównie twardych tworzyw, ale wysokiej jakości. Wszystkie z wyjątkiem błyszczących plastików na konsoli środkowej powinny dobrze znieść próbę czasu.
Według udostępnionych nam danych technicznych przyspieszenie do setki elektrycznej Vitary w zależności od wersji waha się od 9,6 s do 7,4 s, a prędkość maksymalna wynosi 150 km/h. Najważniejsze są jednak pierwsze wrażenia z jazdy, zwłaszcza że wysiadłem z e Vitary lekko zaskoczony. Po pierwsze, nowe Suzuki zaskakująco dobrze przyspiesza jak na elektryka o takiej mocy. Dotyczy to zwłaszcza wersji z dwoma silnikami. Osiągnięta przeze mnie w ośrodku testowym licznikowa prędkość maksymalna też była dużo wyższa od deklarowanej. Po drugie, w środku jest niebywale cicho, a zawieszenie zapewnia zaskakująco wysoki komfort jazdy. Po trzecie, na dynamicznie pokonywanych zakrętach technicznego toru Segula okazało się, że e Vitara prowadzi znakomicie, a przecież to samochód, który nie ma żadnych sportowych aspiracji. Odmiana dwusilnikowa pokonywała wiraże wręcz bajkowo. Zachowywała się bardzo neutralnie i pozwala na wyjątkowo wczesne przyspieszanie przy wyjeżdżaniu z zakrętów, bo nie brakuje ani momentu obrotowego, ani przyczepności. Różnica prowadzenia na niekorzyść przednionapędowej wersji była wyraźnie odczuwalna na torze, ale w czasie codziennej jazdy po publicznych drogach i bezdrożach nie powinna mieć znaczenia. Moim zdaniem nie warto do dopłacać do napędu ALLGRIP-e tylko z tego powodu.
Wreszcie po czwarte, Suzuki e Vitara ma zupełnie nowe multimedia, które działają szybko, są proste w obsłudze, a oba ekrany - ten za kierownicą i centralny - można w szerokim zakresie konfigurować. Dotyczy to zarówno wielkości kafelków, jak i ich usytuowania. W porównaniu z obsługą innych modeli Suzuki różnica jest szokująca. Używanie pokładowego systemu w najnowszym wydaniu to prawdziwa przyjemność. Z tych wszystkich powodów jazda prototypem Suzuki e Vitara była dla mnie sporym zaskoczeniem. Spodziewałem się przyzwoitego, ale mniej wyrafinowanego samochodu, któremu łatwo zaufać, ale trudno się nim zachwycać. Do takich modeli przyzwyczaiła mnie japońska marka. Zamiast tego poznałem model, który wprowadza Suzuki w nową erę nowoczesności. Jest nawet dobrze działająca apka na smarftony. Przy jej użyciu można zdalnie kontrolować proces ładowania i włączyć wiele funkcji samochodu.
Suzuki e Vitara nie tylko budzi zaufanie, ale jest naprawdę nowoczesnym elektrycznym SUV-em. Teraz wszystko zależy od ceny. Jeśli ten model ma coś zwojować na polskim rynku, jego cena musi być atrakcyjna, zwłaszcza że segment elektryków w poniżej granicy 200 tys. zł robi się bardzo konkurencyjny. Jak grzyby po deszczu rosną w nim modele z Europy, Japonii i Chin, które próbują przerwać dominację Tesli. Mimo to, jeśli Suzuki e Vitara zostanie rozsądnie wycenione na polskim rynku, może być hitem w niszy SUV-ów na baterie. Nieoficjalne informacje, przecieki i plotki sugerują zakres pomiędzy 150 tys. zł a 200 tys. zł w zależności od wersji. Niektórzy plotkują nawet o cenie bazowej wersji poniżej tej granicy i to zanim weźmiemy pod uwagę dopłaty w programie NaszEauto. Oby to była prawda. Dowiemy się tego jesienią 2025 roku, bo wtedy nowy model ma trafić do salonów Suzuki. Materiał został zrealizowany na wyjeździe sfinansowanym przez Suzuki Motor Poland Sp. z o.o. Firma nie miała wpływu na powyższą treść, ani wglądu w tekst przed publikacją.