Wbrew pozorom usadowienie się w kabinie Audi było przyjemnością. Wsiadanie do tak niskiego auta (RS 4 Competition z regulowanym gwintowanym zawieszeniem ma jeszcze skromniejszy prześwit w porównaniu ze zwykłym RS4) nie kojarzyło się z ekwilibrystyką nawet dla kierowcy przyzwyczajonego od lat do dużych i komfortowych SUV. Nikt nie narzekał. Znamienne jednak, że każdy, kto wsiadł do egzemplarza w pięknym niebieskim kolorze Ascari Blue od razu zwracał uwagę na jedno i to samo. Wszyscy spoglądali na deskę rozdzielczą.
Zwykłe słyszałem oddech westchnienia i podobne komentarze o porównaniu do klasyki. W istocie kabina Audi godnie się zestarzała (w końcu obecna generacja jest już na rynku od 2015 r.). Po dziewięciu latach od debiutu wygląda dostojnie i elegancko. Nie brakuje tradycyjnych przycisków a ekran w konsoli tak nie przytłacza jak w wielu nowocześniejszych samochodach. Upływ czasu widać również w wyglądzie menu komputera pokładowego. Wszystko jednak jest wciąż intuicyjne i łatwe w obsłudze. To po prostu dobry przykład motoryzacji, za którą już niedługo będziemy tęsknić.
Naturalnie potencjalny nabywca Audi RS 4 nie będzie sobie zaprzątać głowy rozważaniami o wzornictwie czy przewadze przycisków nad ekranem dotykowym. Po prostu wsiądzie, uruchomi silnik, posłucha przez chwilę pięknej orkiestry w formie podrasowanego wydechu i popędzi przed siebie. A jest czym pędzić. I jest czego słuchać. Oj tak.
Audi RS4 rwie przed siebie dzięki sprawnemu napędowi na wszystkie koła (quattro i międzyosiowy mechanizm różnicowy typu torsen) połączonemu z sześciocylindrowym bi-turbo benzynowym silnikiem 2.9 TFSI o mocy 450 KM i 600 Nm momentu obrotowego oraz klasycznym automatem tiptronic. Nie ma mowy o żadnej zadyszce. Nie ma mowy o sztucznym i absurdalnie podkręconym brzmieniu (warto zajrzeć do końcówek układu wydechowego z otwieranymi klapkami). Czysta radość.
Określenie rwie przed siebie nie oznacza, że Audi brutalnie rozprawi się z najbardziej przestraszonymi pasażerami. Przyznaję, że po najbardziej usportowionych trybach jazdy spodziewałem się jeszcze ostrzejszego zachowania, które wzbudzi okrzyki protestu na pokładzie. Nic z tego. W tej mierze inżynierom udało się ocalić resztki komfortu. Niewykluczone też, że po prostu trafiłem na odpornych pasażerów, albo też traktowałem ich z należnym szacunkiem i skupiłem się na komforcie, a nie rzucaniu workami ziemniaków. Warunki pogodowe także trudno było zlekceważyć.
Czy Audi wciąż grzeszy nieskrywaną chęcią płużenia przodem? Nie wiem. W ciągu kilku dni było tak ślisko i nieprzyjemnie, że nie próbowałem się o tym przekonać. Audi RS4 zagościło w moim garażu (niestety nie obeszło się bez dodatkowych desek, by poradzić sobie z nieprzyjemnie wyprofilowanym progiem wjazdowym) w czasie, gdy pogoda skutecznie zniechęcała do jazdy. Śnieg i lód na jezdni skutecznie temperowały zapędy wielu kierowców. Moje również.
W napędzie priorytet miała oś tylna (rozdział momentu może sięgnąć nawet do 85 proc. na tył). Na zimowych oponach i mokrej nawierzchni nietrudno było o lekkie buksowanie kół przy starcie. Niemniej w trakcie spokojnej jazdy nie było żadnych obaw o nieprzyjemną niespodziankę na łuku czy wyślizganej prostej, gdy potrzebowałem wyprzedzić choćby i jedno auto. W kopnym świeżym śniegu Audi RS4 także nie sprawiało żadnych problemów, ale i wzbudzało sporo obaw za sprawą prześwitu. Na jednej z lokalnych dróg dojazdowych musiałem się nagimnastykować, by uniknąć spotkania z relatywnie płytkimi lodowymi koleinami. Dla większości aut koleiny nie stanowiłyby problemu, ale dla nisko osadzonego RS4 Competition były już sporym przeciwnikiem.
Sporym przeciwnikiem dla Audi były wszelkie nierówności. To akurat nie powinno było dziwić. Po kilku próbnych przejażdżkach po drogach zapomnianych przez drogowców, samorząd i siłę wyższą po prostu nauczyłem się omijać je z daleka. Oddaję jednak honor inżynierom Audi, gdyż uniknęli dzieła w postaci zawiasu twardego jak skała. Żadna plomba nie wypadła po próbach pokonania zapadniętych siedleckich i warszawskich studzienek. Odważyłem się nawet przejechać stary brukowany odcinek przy rampie kolejowej w Siedlcach. Było przyjemniej niż mogłem się spodziewać.
Jak na kombi przystało Audi RS4 może pełnić rolę praktycznego transportera. Bagażnik nie imponował jednak pojemnością, gdyż inżynierom udało się jedynie przekroczyć próg 500 l. Pod podłogą trudno jednak było coś zmieścić, gdyż konstruktorzy wcisnęli tam akumulator. O kole zapasowym nie było już mowy. Zmieścisz co najwyżej niewielki plecak czy większą kosmetyczkę. Ale o jakiejkolwiek walizce pod podłogą możesz zapomnieć.
Skłamałbym gdybym napisał, że Audi RS4 to ciasne auto. Mimo upływu lat kabina okazała się wystarczająco obszerna. Celowo użyłem określenia obszerna, a nie przestronna. Cztery osoby dorosłe mogą zatem wybrać się w dłuższą podróż (i to mimo masywnych foteli kubełkowych). Kabinę wykończono ze smakiem i nawet nie żałowano na portach USB-C. Jak na samochód sprzed 9 lat naprawdę nieźle.
Wiek konstrukcji najłatwiej poznać po układach asystujących i pracy asystenta pasa ruchu (niestety sztuka utrzymania w zadanym torze jazdy była sporym wyzwaniem a aktywne korygowanie nie wzbudzało zbyt dużego zaufania). Także multimedia nieco się zestarzały (długi czas uruchamiana Apple CarPlay czy parowania z telefonem poprzez Bluetooth). Wcale jednak mi to nie przeszkadzało podobnie jak zużycie paliwa. Bez większego trudu zasięg Audi RS4 może być porównywalny z typowym dla mocnych i mało ekonomicznych samochodów elektrycznych. Cóż z tego, skoro wiąże się z tak ogromną przyjemnością z jazdy.
Oczywiście przyjemność ma swoją cenę nie tylko przy dystrybutorze paliw. Bazowa konfiguracja to koszt ponad 444 tys. zł (gwarancja mechaniczna do 4 lat i limit przebiegu 90 tys. km od trzeciego roku). Po doposażeniu m.in. w liczne opcje i pakiet competition plus ze znakomitymi fotelami kubełkowymi, podrasowanym układem wydechowym, czarnymi dekoracjami i poluzowanym ogranicznikiem (prędkość maksymalna podniesiona do 290 km/h) trzeba liczyć się ze znaczącym wzrostem. W konfiguratorze łatwo o kwoty rzędu ponad 645 tys. zł. Mrozi w środku zimy? Oj tak. Samochód udostępniło Audi Polska. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść publikacji.