Moda na wielkie ekrany wciąż nie przemija. Dziennikarze motoryzacyjni chętnie używają określenia ekranoza. Przywykliśmy bowiem, że w wielu współczesnych autach dominuje ogromny ekran i filozofia obsługi jak w smartfonie (tradycyjne przyciski zniknęły na dobre). W praktyce często nie ma to nic wspólnego z ergonomią i bardziej irytuje niż cieszy. Są jednak wyjątki.
Gdy wsiadłem do Seata Ateca 1.5 TSI Xperience poczułem się jak w minionej epoce. Innymi słowy, poczułem się całkiem dobrze, gdyż prywatnie jeżdżę autem, którego wnętrze opracowano w stylizacyjnym średniowieczu – jest proste aż do bólu i bez żadnego polotu. Wnętrze w Atece jest nieco bardziej wyrafinowane, ale wciąż trąci nutką dawnej szkoły projektowania. Inżynierowie Seata sięgnęli bowiem po projekt kokpitu Leona trzeciej generacji, który debiutował w 2012 roku. Szmat czasu!
Coś, co jest relatywnie już stare wcale nie jest takie złe. Kluczowym przejawem nowoczesności w Seacie jest bowiem wirtualny kokpit i nowocześniejsze radio multimedialne (czasem żyje własnym życiem i zawiesza się lub zrywa nieoczekiwanie przewodowe połączenie z Apple CarPlay). To wszystko w oprawie tradycyjnych paneli z fizycznymi przyciskami, dzięki którym sterowanie klimatyzacją jest takie, jakie powinno być: nieskomplikowane, proste i bardzo wygodne. Nie tracisz czasu na żmudne klikanie w obszernym menu, by zmienić kierunek nawiewu powietrza czy temperaturę. Po prostu przekręcisz pokrętło albo naciśniesz wybrany przycisk. Super.
By wybrać bieg przesuniesz zaś dość tradycyjną dźwignię automatycznej dwusprzęgłowej skrzyni DSG. Też dobrze! Nawet tryby jazdy można wybierać tradycyjnym pokrętłem, zamiast szukać odpowiedniego menu na ekranie systemu multimedialnego. W przypadku Seata Ateca 1.5 TSI wybór odpowiedniego profilu ma dość istotne znaczenie. Różnice w reakcji układu napędowego są bowiem dość spore.
Domyślnie ustawiony tryb jazdy to "normal". Sprawdzi się nie tylko do codziennych spokojnych przejażdżek w mieście, ale także w trasie. Nawet wówczas silnik chętnie reaguje na każde bardziej zdecydowane wciśnięcie pedału gazu. Oczywiście nie czyni to z Seata sportowca, ale w zupełności wystarczy, by bez obaw wyprzedzić ciężarówkę z długą naczepą. W trybie "sport" reakcje są bardziej zdecydowane (dłuższe utrzymywanie na wyższych obrotach), ale też trzeba przywyknąć do wyższego poziomu hałasu ze strony silnika. Profil "eco" to zaś jazda tak spokojna jakbyśmy ciągnęli za sobą kotwicę w postaci ciężkiej przyczepy wyładowanej wszystkim, co zabraliśmy podczas przeprowadzki.
Benzynowy motor o mocy 150 KM nie zmieni Seata w sportowego SUVa. Na autostradzie już przy dopuszczalnych prędkościach czuć, że silnik zaczyna się nieco męczyć (szczególnie gdy na pokładzie jest więcej pasażerów). Nie dziwi mnie, że jeden z moich przyjaciół po kilku latach użytkowania podobnego SUVa z gamy Grupy Volkswagen przesiadł się z 1.5 TSI na 2.0 TDI. Powód? Częste podróże drogami ekspresowymi i autostradami. Wbrew pozorom zdecydowała nie tylko ekonomia, ale i większa przyjemność z jazdy oraz odpowiedni zapas mocy czy momentu obrotowego.
Nie zapominajmy o tym, co jest dość charakterystyczne dla wysilonych silników benzynowych. Różnice w spalaniu zwykle są znaczące zależnie od tego, gdzie i jak jeździmy. Stąd Ateca w codziennej eksploatacji (trasa/miasto w proporcjach 50:50) i spokojnym traktowaniu pedału gazu nie była zbyt paliwożernym samochodem. SUV, który spalał średnio ok. 6-6,6 l szybko zyskiwał uznanie. Gorzej w trasie i podróży z wyższymi prędkościami. Wówczas trzeba było pogodzić się z tym, że dość szybko wskazania komputera pokładowego zbliżały się do granicy 10 l (podobnie było w miejskich korkach). To niejedyna niespodzianka. Okazuje się, że w przednionapędowej odmianie Seata Ateca zbiornik paliwa jest mniejszy niż w wersji AWD (odpowiedni 50 l i 55 l) co ma swoje odzwierciedlenie w zasięgu. Odpowiednio dostosowano także rezerwę (7 l lub 8,5 l).
Na szczęście Seat Ateca 1.5 TSI nie zachęca szczególnie do bardziej dynamicznej jazdy, gdyż silnik dość szybko staje się hałaśliwy (samo wyciszenie nadwozia lokuje Seata w środku stawki w segmencie). Jest jednak czego żałować, gdyż zawieszenie pozwala na odrobinę werwy za kierownicą. Mimo 19-calowych opcjonalnych kół o tajemniczej i długiej nazwie Machined Aero Nuclear Grey nie było tak twardo jak można oczekiwać. Łatwiej o wrażenie jędrności niż dyskomfortu na miarę twardego zydla. Łatwo także o wrażenie dużej pewności za sprawą całkiem komunikatywnego układu kierowniczego (nie przesadzono z siłą wspomagania) i skutecznego ograniczenia wychylenia nadwozia. Tym samym Ateca sprawia więcej przyjemności z jazdy niż można tego oczekiwać. Odrobinę skojarzeń z Fordem wydaje się na miejscu (a cenię od lat tę markę za znakomite układy jezdne).
Ateca przyjemnie zaskakuje także w kategorii przestronnego wnętrza (pod względem jakości wykończenia jest niestety przeciętnie, a tworzywo w drzwiach czasami skrzypi). W kabinie wygospodarowano zadziwiająco dużo przestrzeni nie tylko w części pasażerskiej, ale i bagażowej. Bagażnik jest na tyle głęboki (górna półka jest ustawiona relatywnie wysoko), że bez trudu zmieścimy nawet większe walizki podróżne (takie, które zwykle nadajemy do luku bagażowego w samolocie). Doceniłem także rozwiązanie, o którym coraz więcej producentów zapomina. W oparciu tylnej kanapy nie zabrakło podłokietnika oraz otworu, by przewozić dłuższe przedmioty (ukłon w stronę narciarzy, którzy pakują się tak, że nie potrzebują boxa dachowego). Brawo! Ale jest i przytyk. Regulowana podłoga wymaga dopłaty (ponad 660 zł).
Na tylnej kanapie bez obaw posadzimy wyższe osoby. Na nogi jest tak dużo miejsca, że podróż nawet z kompletem samych dorosłych osób nie powinna być zbyt męcząca. Także przednie siedzenia (w konfiguratorze opisane jako sportowe z tapicerką Dinamica) można chwalić. Choć zastosowana pianka jest mocniej usztywniona, to mimo wrażenia twardości plecy nie bolą nawet po dłuższej podróży. Nie narzekałem również na wyprofilowanie i długość siedziska czy podparcie ud.
Nieco mieszane uczucia pozostawił zaś pokładowy zestaw multimedialny i nagłośnienie firmowane przez BeatsAudio. Radio z ekranem 9,2" działało dość stabilnie (zdecydowanie lepiej niż w nowszych konstrukcyjnie samochodach Grupy Volkswagen), ale zaskakująco wolno. W czasie tygodniowego testu zawiesiło się raz. Kilka razy zrywało także połączenie z telefonem działającym w przewodowym trybie Apple CarPlay. Nagłośnienie BeatsAudio okazało się dość przeciętne. Łatwo o wrażenie, że przygotowano je przede wszystkim z myślą o słuchaczach preferujących współczesną muzykę pop (wówczas najlepiej ożywia się subwoofer zamocowany w bagażniku). Im bardziej wymagający gatunek muzyki (np. rock, jazz), tym większy niedosyt. Dopłata jest jednak relatywnie nieduża (2,5 tys. zł), więc i tak warto rozważyć zakup, gdyż w standardowym zestawie brakuje głośnika niskotonowego.
W przypadku Seata nie sposób zapomnieć o oświetleniu. Współpodróżni najczęściej zwracali uwagę na charakterystyczny napis Hola wyświetlany przy przednich drzwiach. Rzadziej zaś zgłaszali uwagi co do fabrycznych lamp LED z asystentem świateł drogowych (High Beam Assist). Kto pamięta czasy starszego Leona z pierwszą generacją efektownych, ale jakże skromnie świecących reflektorów LED będzie przyjemnie zaskoczony tym, co zainstalowano w Seacie Ateca. Znacząco poprawiono rozkład i zasięg wiązki światła. Znamienne, że nie przeszkadza tak znacząco granica światło/cień, co w przypadku lamp LED nie jest już takie oczywiste.
Czy warto wziąć pod uwagę zakup Seata Ateca 1.5 TSI? Mimo moich narzekań to auto jest zdecydowanie warte rozważenia. Tym łatwiej je docenić po porównaniu cenników konkurencji. Szczególnie marki z koncernu Stellantis odważnie zbliżyły się do granicy 160-180 tys. zł. Tymczasem Seat Ateca 1.5 TSI ze skrzynią DSG i podstawowym wyposażeniem Style to wydatek 128,4 tys. zł (o ile wybierzemy standardowy niebieski lakier, gdyż pozostałe łącznie z białym niemetalizowanym są za dopłatą). Wyraźnie lepiej wyposażona odmiana Xperience (i to ją lepiej wziąć pod uwagę) kosztuje zaś 143,5 tys. zł. To wciąż dobra oferta jak na samochód, którego stylizacja jeszcze długo się nie zestarzeje. Trudno także przecenić pięcioletnią gwarancję mechaniczną (limit przebiegu do 150 tys. km obowiązuje od trzeciego roku), która nie jest tak oczywista w przypadku konkurencji. Samochód użyczył do testu Seat Polska. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść przygotowanej publikacji.