Alfa od dobrych pięciu lat ma w katalogu jedynie Stelvio i Giulię. Modele udane, ale bez spektakularnych wyników sprzedaży na Starym Kontynencie. Szkoda, bo to naprawdę dopracowane konstrukcje, dające sporo frajdy z jazdy. Do tego plasujące się na wysokich lokatach w rankingach bezawaryjności. 2022 ma być przełomowy dla Włochów. Pojawiły się nowe warunki gwarancji na okres aż 5 lat, a także Tonale. Model, który już spotkał się z ciepłym przyjęciem. Polacy złożyli dotychczas około 700 zamówień, z czego 50 przypadło na diesla.
Większe zainteresowanie wysokoprężnym wariantem powinno nadejść za miesiąc, gdy pierwsze egzemplarze dotrą do nadwiślańskich dilerów. Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie głównej gazeta.pl.
Alfa czaruje wyglądem od lat. Wystarczy jedno spojrzenie w stronę Tonale, by na dłużej się nią zainteresować. Dynamicznie zaprojektowany przód wzbogaciły adaptacyjne reflektory LED. Między nimi w udany sposób wkomponowano legendarny już trójkątny grill Scudetto dostępny z czarnym lub chromowanym obramowaniem. Nie zapomniano o tylnej części, gdzie na pierwszy plan wybija się efektowny pas świetlny łączący klosze lamp diodowych. Dostępu do kabiny strzeże bezkluczykowy system będący standardowym wyposażeniem już od wersji Sprint.
Tonale mierzy 453 cm długości, czym wpisuje się w górne widełki klasy kompaktowej premium. Spore rozmiary zostały zgrabnie zamaskowane przez wydatne przetłoczenia nadające sylwetce pazura, a także 19 lub 20-calowe obręcze ze stopów lekkich czy kontrastujące z karoserią, ciemne dodatki. Rozstaw osi na poziomie 264 cm zwiastuje sporą przestrzeń w kabinie. Nie bez znaczenia są także lakiery. O ile w czerni auto ginie w tłumie, o tyle niebieski, czerwony lub zielony sprawiają o niebo lepsze wrażenie.
W Stelvio i Giulii znajdziemy diesla o pojemności 2.2 litra o mocy 210 KM. To auta klasy średniej skierowane do klientów z zasobnym portfelem, zatem nie dziwi obecność napędu na obie osie i automatycznej, 8-stopniowej przekładni hydrokinetycznej. W Tonale sprawa ma się nieco inaczej. To pierwszy model w historii koncernu, który poddano elektryfikacji. Doładowane silniki benzynowe o mocy 130 lub 160 KM sprzężono z 48-woltowym układem hybrydowym w istotnym stopniu przyczyniającym się do redukcji zużycia paliwa. Na prądzie możemy wykonywać chociażby manewry parkingowe lub poruszać się ze stałą, miejską prędkością. Takiego rozwiązania nie znajdziemy w dieslu, ale nie jest też konieczne. Pod maską zagościł dobrze znany 1.6 JTD (MultiJet) o mocy 130 KM i 320 Nm. Do setki przyspiesza w 11,4 sekundy i rozpędza się do 194 km/h.
Skromna pojemność nie zwiastuje piorunujących wrażeń zza kierownicy, ale parametry z powodzeniem wystarczają do całkiem dynamicznej jazdy w mieście i na autostradzie. Motor pracuje kulturalnie i został skutecznie wyciszony. Do kabiny nie przenoszą się zauważalne drgania, choć podczas porannego rozruchu, da się wychwycić lekki, choć przyjemny klekot. Szybko się do niego przyzwyczaimy. Znika po nagrzaniu jednostki po kilku kilometrach.
Diesla sparowano z 6-stopniowym, hydrokinetycznym automatem. Alternatywy w postaci manualnej skrzyni nie ma i dobrze. Takie rozwiązanie gwarantuje wyjątkowo komfortową eksploatację i płynną pracę. Mechanizm zdradza swą słabość jedynie przy dynamicznych manewrach, gdy przekładnia zrzuca 2 przełożenia. Musimy uzbroić się w chwilę cierpliwości. Dobrze natomiast oceniamy elastyczność, a trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z SUV-em o masie blisko 1,7 tony.
Reakcja na gaz jest zadowalająca. Silnik traci wigor po przekroczeniu 140 km/h, ale wciąż całkiem nieźle pobudza wskazówkę prędkościomierza do wspinania się po kolejnych szczeblach cyferblatu. Na autostradzie docenimy komfort akustyczny. Korzystnie też przedstawia się stabilność i minimalna podatność na boczne podmuchy wiatru. Najbardziej cieszy jednak spalanie. Takich wyników na długim dystansie nie zapewni żadna hybryda. Utrzymując maksymalną szybkość autostradową, komputer wskaże od 6,5 do 6,7 litra. Zjeżdżamy na drogę krajową i zapotrzebowanie spada do 4,2-4,5 l. W mieście trudno przekroczyć 7,5 l. To sprawia, że na wiele dni zapomnimy o tankowaniu. Zbiornik mieści przyzwoite 55 l, a po nabiciu baku do pełna, komputer pokładowy wskaże ponad 1000 kilometrów zasięgu!
Sporo pracy konstruktorzy włożyli też w zestrojenie zawieszenia. Postawiono na przyjemność z jazdy. Łatwo się o tym przekonać na krętych drogach. Alfa jest zwinna (11,6 m średnicy zawracania), a gabaryty proste do wyczucia. Dość bezpośredni układ kierowniczy umożliwia pewne wykonywanie dynamicznych manewrów. Wtóruje mu sprężyste zawieszenie i minimalna tendencja nadwozia do przechyłów. Połykanie sekwencji zakrętów należy do sporych przyjemności. Uważać należy za to na nierównościach. Osadzone na 20-calowych obręczach auto ma niewielki problem z łatami w asfalcie i poprzecznymi przeszkodami. Potrafi wówczas nieprzyjemnie lekko zatrząść, ale nie generuje nieprzyjemnych, głuchych odgłosów.
Mimo, że Alfa jest ściśle powiązana konstrukcyjnie z Jeepem Compassem, trudno znaleźć podobieństwa, poza przestrzenią. Przestronna kabina z powodzeniem zmieści cztery wysokie osoby. Mocno wyprofilowane fotele możemy doposażyć w elektryczną regulację z pamięcią ustawień. Szkoda, że Włosi nie umieścili ich nieco niżej. W drugim rzędzie nie brakuje przestrzeni przed kolanami, na wysokości barków i nad głowami osobom o wzroście 180 cm. Bagażnik mieści od 500 do 1550 l. Ma podwójną podłogę oraz przydatne haczyki chociażby na powieszenie toreb z zakupami. Klasę Alfa udowadnia również zróżnicowanymi fakturami tworzyw, wysoką ich jakością i dobrym spasowaniem.
Wysmakowane wnętrze to nie tylko sportowe fotele i spłaszczona u dołu kierownica. To liczne smaczki w postaci startera silnika przytwierdzonego do koła sterowego, a także okrągłego wybieraka trybów jazdy. Do wyboru mamy Normal, Dynamic oraz Advanced Efficiency. Różnice w poszczególnych modułach są odczuwalne, co tylko poprawia integrację z autem. Na pokładzie znajdziemy też indukcyjną ładowarkę i zaprojektowane od podstaw multimedia z ekranem o przekątnej 10,25 cala. Funkcjami zawiadujemy dotykowo lub głosowo. Układ oparto na Androidzie. Możemy go swobodnie personalizować.
Cennik benzynowej Alfy startuje z poziomu niespełna 160 tysięcy zł. Tyle zapłacimy za wersję 1.5 o mocy 130 KM i 240 Nm. Dokładnie tyle samo kosztuje diesel generujący znacznie więcej niutonometrów (320). Mimo, że taki napęd znajduje się ostatnio na cenzurowanym, jeszcze długo nam potowarzyszy. Z uwagi na parametry, znacznie lepiej spisuje się podczas prób elastyczności z większym ładunkiem na pokładzie. W mieście zużywa podobne porcje paliwa, ale bezkonkurencyjny okazuje się w trasie. Do tego został dobrze wyciszony. To może być niezła recepta na wysokie ceny na stacjach.
Poza tym, Alfą dość łatwo się zauroczyć. Ma nieszablonowy styl, wyrazisty charakter i dobrze sprawdza się na krętych drogach. Nie jest za to mistrzem prostych odcinków, gdzie znacznie lepiej spisują się 2-litrowe diesle z niemieckich stajni. Jeśli 130-konny diesel to za mało, możemy poczekać na hybrydę plug-in. Będzie dysponować mocą około 275 KM i zasięgiem na prądzie na poziomie 60 km. To dopiero za kilka miesięcy.