Pomimo zalewu wszelkiego rodzaju SUV-ów oraz crossoverów motoryzacyjny segment B trzyma się całkiem nieźle. Miejskie, popularne samochody nadal chętnie znajdują nabywców. Za taki stan rzeczy odpowiada m. in. cena adekwatna do oferowanych możliwości oraz swoisty brak pozorów. Auta segmentu B niczego nie udają. Sprawdzą się głównie w mieście. Nowy Suzuki Swift także niczego nie udaje. Ale po kolei…
Pierwsza odsłona japońskiego mieszczucha zadebiutowała w 1983 roku. Swift mk. I był tak zwanym autem globalnym. Co to oznaczało? Dostępność na wielu rynkach, która miała być zapowiedzią sukcesu. Niestety w Europie to miejskie, japońskie auto nie było bestsellerem. Klienci woleli rodzime konstrukcje, których w latach 80-tych nie brakowało.
Pierwszy Swift nie urzekał absolutnie niczym. Auto było kanciaste, oferowane w wersji 3- lub 5-drzwiowej i idealnie znikało w ówczesnym, motoryzacyjny, miejskim klimacie. Nie porywało także wnętrze, które i tak… nie miało porywać. Bogatsze odmiany miały nawet obrotomierz oraz uchylane tylne boczne szyby. W standardzie były kierownica, koła, fotele oraz bagażnik. Samochód służył do przemieszczania się z punktu A do punktu B i dobrze radził sobie w tej roli.
Co znajdowało się pod maską? Benzynowy silnik R3 o pojemności 1 litra lub czterocylindrowy 1.3. Podstawowa wersja miała około 50 KM, a najmocniejszy wariant nie licząc odmiany GTI (tak, było takie cudo) aż 73 KM. Warto dodać, że auto ważyło niespełna 700 kg więc relatywnie niezbyt mocne silniczki radziły sobie z niezbyt ciężkim samochodem całkiem nieźle. Ciekawostką była opcjonalna, 4-biegowa automatyczna skrzynia biegów. Jej zalety zaczynały się i kończyły na braku konieczności wciskania przez kierowcę sprzęgła. Szybkość działania? Oszczędność paliwa? A kto by się nad tym zastanawiał…
Suzuki Swift mk. I był mocno nijakim autem. Był i nadal jest. Chociaż spotkanie takiego samochodu na ulicy granicy dziś niemalże z cudem. Egzemplarz widoczny na zdjęciach to jeden z niewielu (można je policzyć na palcach jednej ręki) pierwszych Swiftów jeżdżących po naszych drogach. Auto powoli zyskuje na wartości, ale na miano kultowego klasyka raczej nie może liczyć. Przynajmniej nie w Europie.
Produkcję pierwszej odsłony Suzuki Swift zakończono dość szybko, po 6 latach w roku 1989. Pomimo gigantycznego skoku technologicznego jaki dokonał się przez ponad 30 lat, najnowsze wcielenie japońskiego mieszczucha ma wręcz zaskakująco wiele wspólnego ze swoim protoplastą.
Nowy, a raczej aktualnie oferowany (premiera auta miała miejsce w 2017 roku) Swift podobnie jak jego pierwowzór nie jest autem, które skupia na sobie uwagę. Stylistyka zewnętrzna jest mono neutralna, chociaż nie zabrakło modnych akcentów w postaci LED-owych świateł do jazdy dziennej czy dwukolorowego nadwozia. A propos nadwozia. Nowy Swift oferowany jest tylko w wersji 5-drzwiowej. Czy to błąd? Zdecydowanie nie! 3-drzwiowe miejskie auta już od jakiegoś czasu stanowiły margines sprzedaży, a odmiana cabrio (tak, był taki Swift) byłaby już kompletną fanaberią.
Wnętrze aktualnie oferowanego, miejskiego Suzuki przywodzi na myśl auto z przed kilku lub nawet kilkunastu lat. Co prawda system multimedialny jest rozbudowany i opiera się na dotykowym wyświetlaczu ulokowanym w centralnym miejscu deski rozdzielczej, ale cała reszta jest analogowa. Przyjemnie analogowa.
Cyfrowe zegary? Nic z tych rzeczy! Tutaj mamy do czynienia z klasycznymi cyferblatami i nie mniej klasycznymi wskazówkami. Jest czytelnie i poprawnie. Tempo współczesnych czasów stara się utrzymać niewielki, kolorowy ekran komputera pokładowego, który obsługuje się… plastikowymi "patykami" znanymi z wielu niedzisiejszych aut. Jest klimat!
Miękkie fotele, twarde plastiki oraz ogólna jakość wykonania na poprawnym poziomie nie tworzą już klimatu. Nowy Swift jest typowym autem segmentu B. To widać, słychać i czuć. Czy w układzie napędowym znajdziemy przejawy nowoczesności oraz współczesnego zaawansowania technologicznego? I tak i nie. Co dokładnie mam na myśli?
Aktualna oferta silnikowa Swifta zawiera tylko jedną pozycję. Jest nią wersja 1.2 SHVS, która w nomenklaturze Suzuki oznacza układ hybrydowy. Czy jednak aktualny Suzuki Swift jest typową hybrydą? Nie. Aktualnie oferowany Suzuki Swift jest tak zwaną miękka hybrydą. Co to oznacza w praktyce? Brak możliwości jazdy na silniku elektrycznym oraz rozbudowaną instalację elektryczną dzielnie wspierającą układ start&stop.
1,2-litrowy japoński silnik nie ma jakże modnej turbosprężarki. Ma natomiast 4 cylindry ułożone w rzędzie. Kiedyś był to standard. Dziś, w tej klasie samochodów jest to coraz rzadszy widok. Wolnossący silnik nie zachwyca konkurencji osiągami. 90 KM w połączeniu z manualną, 5-biegową skrzynią (w opcji jest przekładnia CVT) rozpędza Swifta do 100 km/h w czasie powyżej 12 sekund. Jednak opisywana wolnossąca jednostka ma inne zalety.
Pierwszą z nich jest kultura pracy. 3-cylindrowe silniki wyposażone w turbo może i mają więcej mocy oraz więcej momentu obrotowego, ale brzmią jak kosiarki. Na dodatek na biegu jałowym wyczuwalne jest charakterystyczne drganie. Japońskie R4 pozbawione jest tych przypadłości.
Kolejnym bardzo pozytywnym aspektem jest reakcja na ruchy prawej stopy. Co prawda, 90-konny Swift nie ma sportowych zapędów, ale brak jakiejkolwiek zwłoki oraz natychmiastowa reakcja na gaz zdecydowanie wyróżnia wolnossący silnik na tle turbodoładowanych jednostek.
Mogłoby się wydawać, że w kategorii średniego spalania nie będzie już tak różowo. Nowe silniki wyposażone w technologiczne wspomagacze palą mało, a przynajmniej mniej niż ich starsze, większe odpowiedniki. Ile pali 1.2 SHVS Suzuki? Średnio 5,7 l na 100 km! To świetny wynik, który jest codziennością i nie wymaga całej masy wyrzeczeń dotyczących stylu jazdy. A propos jazdy…
Wielu producentów chwali się w swoich folderach ponadprzeciętną przyjemnością z jazdy w nowych modelach. Tę przyjemność potęguje także wielu motoryzacyjnych dziennikarzy w swoich tekstach. Czy 90-konny Swift daje ponadprzeciętną przyjemność z jazdy? Nie. To auto jest bardzo zwyczajne w codziennym użytkowaniu. Jak mawiał klasyk – jeździ, skręca i hamuje i jest w tym naprawdę dobre.
Współczesne, nowe i aktualnie oferowane Suzuki Swift nie jest multimedialnym samochodem. Nie ma technologicznie zaawansowanego systemu multimedialnego oraz całej masy systemów starających się wyłączyć myślenie u kierowcy. Nowy Suzuki Swift nie ma także silnika z turbosprężarką. Co prawda posiada technologię miękkiej hybrydy, ale cała mechaniczna reszta opiera się na znanym od lat schemacie.
Zapewne znajdą się osoby, które odważnie wspomną, że aktualny Swift trąci myszką i jest nieco niedzisiejszym samochodem. Bez wątpienia jest w tym sporo prawdy. Jednak Suzuki Swift jest przede wszystkim miejskim autem z definicji. Niczego nie udaje, nie stara się być modnym na siłę, a z powierzonych, przyziemnych zadań zawsze wychodzi obronną ręką. Tak było kilkadziesiąt lat temu i dokładnie tak samo jest teraz!