W tym samochodzie jest jakiś pierwiastek pożądania. Chce się go mieć, bo to ID. Utworzenie rodziny modeli elektrycznych pod wspólną submarką ID było świetnym ruchem marketingowym. Tym silniejszym, że podpartym wieloma nowościami: zupełnie nową techniką kryjącą się pod zupełnie nową karoserią i zupełnie nową platformą z zupełnie nowym napędem. Wisienką na tym torcie miał być rewolucyjny software. Niestety podczas debiutu ID.3 ta wisienka była robaczywa. Z ID.4 jest już inaczej. W takiej formie powinno debiutować ID.3.
Wnętrze ID.4 to przykład tego, jak projektant powinien wykorzystać przestrzeń, którą dysponuje. Mnóstwo tu schowków, półek i praktycznych rozwiązań. Tworzywa są dobrze spasowane. W ID.4 użyto więcej miękkiego plastiku niż w ID.3 - nie zabrakło go chociażby w górnej części boczków drzwi.
Bez względu na to, jak daleko odsunie się przednie fotele, pasażerowie siedzący z tyłu wciąż będą dysponowali ogromnym zapasem miejsca na nogi. Nieco gorzej jest nad głową. O ile z przodu przestrzeni nie brakuje, o tyle w drugim rzędzie osoby o wzroście przekraczającym 180-185 cm mogą odczuwać delikatny dyskomfort. Warto jednak wziąć pod uwagę, że testowany egzemplarz miał panoramiczny dach, co zawsze odbija się na przestrzeni nad głową.
Miejsca nie brakuje za to w bagażniku. Ma 543 l i jest wzorowo ustawny. Po bokach wygospodarowano głębokie kieszenie, podłoga jest podwójna, a dodatkowo pod nią znalazła się przestrzeń doskonale nadająca się do przechowywania kabli do ładowania. Wydaje się, że to mało istotny szczegół, ale nie dla kogoś, kto codziennie lub prawie codziennie doładowuje swój samochód. Możliwość wrzucenia kabli pod podłogę zamiast gimnastyki przy chowaniu ich do dedykowanej torby to spory plus.
Po pierwszych jazdach Volkswagenem ID.3 głośnym echem odbiły się doniesienia o błędach oprogramowania. Dziennikarze narzekali na wiele aspektów. Użytkownicy, którzy odebrali wcześniej zamówione wersje 1st - też. Do czasu premiery ID.4 udało się wszystko naprawić, dzięki czemu w końcu można obiektywnie ocenić software i multimedia Volkswagenów z rodziny ID.
Bez dwóch zdań dla deweloperów i grafików najważniejsza była czytelność i łatwość obsługi. Wszystkie ikony systemu multimedialnego są duże, co ułatwia celowanie w nie palcem podczas jazdy. Cała architektura systemu jest bardzo przemyślana, a ścieżki dotarcia do poszczególnych funkcji - możliwie jak najkrótsze. Po 15 minutach na postoju potrafiłem już znaleźć dosłownie każdą funkcję, która przyszła mi do głowy. Owszem, systemowi wciąż zdarza się delikatna zadyszka podczas skakania między poszczególnymi funkcjami (np. podczas przełączania radia na mapę), ale mówimy o trwających ułamek sekundy lagach, a nie kilkusekundowych przerwach, których doświadczali kierowcy pierwszych egzemplarzy ID.3.
Dopracowania wciąż wymaga jednak system komend głosowych. Jego aktywacja zajmuje kilka sekund i często następuje w niechcianych momentach, jakby rozpoczynało ją wypowiedzenie przypadkowych słów. Na szczęście jedno muśnięcie ekranu dezaktywuje asystenta głosowego.
Do odbytego w ramach pierwszych jazd 3-godzinnego testu otrzymałem wersję 1st Pro Performance z akumulatorem trakcyjnym o pojemności 77 kWh, napędem na tylną oś oraz silnikiem o mocy 204 KM i maksymalnym momencie obrotowym o wartości 310 Nm. To w tej chwili najdroższa odmiana ID.4 wyposażona dosłownie we wszystko, czego potrzeba, a nawet więcej. Cena? 243 900 zł lub 4487 zł brutto miesięcznie w ofercie ID.Lease&Care (24 miesiące, 0 wpłaty własnej, 10 tys. km rocznego limitu).
Volkswagen deklaruje, że zasięg wynosi 493 km (WLTP), a średnie zużycie energii w cyklu mieszanym to 18,3 kWh na 100 km. ID.4, które testowałem, miało akumulator naładowany do poziomu 79%, a komputer pokładowy wskazywał 310 km zasięgu. Na tej podstawie można wysnuć wniosek, że realnie na w pełni naładowanym akumulatorze trakcyjnym samochód przejedzie około 392 km. Będzie to jednak wniosek błędny, bo komputer zawsze dostosowuje prognozę zasięgu do stylu jazdy kierowcy. Podczas testu przejechałem około 65 km. Na koniec jazd komputer prognozował okrągłe 300 km zasięgu. Średnie zużycie podczas testu? 16,9 kWh. Tryb mieszany, ale z istotnym zastrzeżeniem, że reprezentantem trasy była droga z ograniczeniem do 100, a nie 120 czy 140 km/h. Mimo to uznaję to za świetny wynik, biorąc pod uwagę, że niejednokrotnie sprawdzałem elastyczność silnika elektrycznego.
21-calowe felgi wypełniające wielkie nadkola testowanego egzemplarza ID.4 to zwiastun problemów z tłumieniem nierówności. Jak się jednak okazuje - zwiastun fałszywy. Nawet niski profil opon nie zakłóca komfortu podróży elektrycznym SUV-em Volkswagena. To spora niespodzianka, tym bardziej, że przy szybko pokonywanych zakrętach ID.4 nie szoruje progami po asfalcie - nie ma nadmiernych przechyłów karoserii. Samochód prowadzi się pewnie, choć da się odczuć jego sporą masę. ID.4 wyposażony we wszystkie możliwe dodatki waży 2124 kg. Fizyki nie oszukasz, choć elektronika stara się to zrobić. Dzięki temu, mimo 310 Nm momentu obrotowego i napędowi na jedną oś, koła ani razu nie zabuksowały podczas ruszania, nawet przy wybranym trybie Sport i pedale przyspieszenia ("Play") wciśniętym w podłogę. Podczas testu nie zdarzyła mi się też żadna nerwowa sytuacja związana z nieprzewidzianą nadsterownością.
Choć elastyczność, zawieszenie i układ kierowniczy ID.4 robią bardzo dobre wrażenie, gwarantując pewność prowadzenia, to elektryczny Volkswagen nie prowokuje do szybkiej jazdy. Najwięcej frajdy sprawia niespieszna jazda z włączonym systemem Travel Assist, który utrzymuje samochód na pasie i dostosowuje odległość między kierowcą a samochodem jadącym przed nim. Co bardzo istotne, na monitorze przed kierownicą wyświetla się wszystko, co widzi radar ID.4. Dzięki temu kierowca ma pewność, że rowerzysta czy pieszy nie umknie uwadze systemów. Na duży plus zasługuje fakt, że elektryczny Volkswagen interpretuje krawężniki jako koniec pasa - nie musi mieć wymalowanych wyraźnych białych linii. Skazą na bardzo dobrze działającej elektronice i pokładowych systemach jest niska rozdzielczość obrazu przekazywanego przez kamerę cofania.
Volkswagen ID.4 to bardzo dopracowany, pod wieloma względami imponujący i rozmyślnie zaprojektowany elektryczny SUV. Ma kilka drobnych niedociągnięć, ale nie są one na tyle istotne, by zaburzyć bardzo dobre wrażenie, jakie odniosłem po pierwszych jazdach. Czy jest to auto rewolucyjne? Nie. Czy jest godne rozważenia? Jak najbardziej. W szkolnej skali wystawiłbym mu piątkę z minusem.