Zwykle nie opisuję tego, co można zobaczyć na zdjęciach. Ale te samochody sprowokowały do przemyśleń. Kuszą na dwa sposoby: z jednej strony sugerują sportowe wrażenia, a z drugiej nadają się znakomicie do drażnienia sąsiadów. O tym, czy wystarczająco podkreślają status społeczny właściciela, mogliśmy się przekonać podczas nocnego zwiedzania miasta, ale prawdziwą naturę naszych samochodów odkryliśmy na torze wyścigowym.
Dla każdego coś innego
Wszystkie cztery samochody łączą sportowa sylwetka, 6-cylindrowe, benzynowe silniki i cena. Jednak nie sposób naszych bohaterów pomylić - każdy ma inną duszę. Alfa Romeo jest samochodem dla artysty. Do tego auta nie wsiadasz od razu - najpierw musisz trochę na nie popatrzeć. Pięknie zarysowane, harmonijne linie i starannie przemyślane szczegóły podbijają serce na tyle, że nie przeszkadza nawet nieco przyciężki tył w stylu Jennifer Lopez. Brera jest jak dzieło sztuki klasycznej. Jak Partenon, w którym Grecy zastosowali mnóstwo trików niwelujących niekorzystne złudzenia optyczne. Brera też chce doskonale wyglądać.
Przedstawicielem sztuki nowoczesnej jest BMW. Powinno spodobać się ludziom szukającym czegoś wyjątkowego: przedmiotu oryginalnego w formie zrobionego ze szlachetnych materiałów; tym, u których w kuchni trudno odróżnić lodówkę od solniczki, i którzy nie wieszają w salonie Kossaka, ale Łempicką. Od obecnej w ich samochodach jeszcze kilka lat temu mieszanki wytworności i agresywności Bawarczycy uciekli w indywidualność. A wyniki sprzedaży dowodzą, że nie było to złe posunięcie.
W wolną przestrzeń po BMW bardzo szybko wskoczyło Audi, wykorzystując to, co w starych beemkach było wyjątkowe. Myślę o spojrzeniu. Cztery okrągłe reflektory lekko przysłonięte maską sprawiają, że TT wygląda groźnie i zadziornie. Patrząc na Audi, mam wrażenie, że ten samochód coś knuje.
Natomiast Nissan - pełna niewinność; nic nie kombinuje. Za to - z dwóch powodów - przylgnęło do niego określenie "japońskie Porsche". Po pierwsze, sylwetka auta nawiązuje do niemieckiego klasyka, po drugie... ale o tym napiszę za chwilę.
Wracając do sylwetek... Kiedy o wschodzie słońca spojrzałbym na wszystkie samochody z profilu, nie miałbym wątpliwości, które auto wybrać. Klasyczne Z4 Coupé z długim jak lufa czołgu przodem rozbraja i powala (jak to zazwyczaj lufa czołgu). Tak wygląda samochód dla czterech pancernych, pardon, dwóch (najwyżej) prawdziwych facetów. Kiedy jednak słońce wzbije się w górę i odsłoni szczegóły, konkurenci zyskują na atrakcyjności.
Zajrzyjmy do wnętrza
Najlepiej wykonane są Audi i BMW. Za nimi plasuje się Alfa, która ma kabinę z nienagannej jakości materiałów, choć do montażu można mieć zastrzeżenia. Nissan niespełna rok temu przeszedł lifting, dzięki czemu wnętrze, które wcześniej mogło konkurować z tym z Chevroleta Sparka, wygląda lepiej. Kształty zostały te same, ale zdecydowanie poprawiono jakość materiałów - twarde tworzywa zastąpiono miękkimi, znikła też syntetyczna skóra, która przypominała odpady z fabryki ceraty. Wreszcie jest miło chwycić kierownicę i usiąść w fotelu, choć wciąż można by wiele poprawić.
Sportowych Coupe z reguły nie ocenia się po ilości miejsca w środku - niejako z założenia zawsze jest go mało - ale między naszymi zawodnikami różnice są wyraźne. Najluźniej jest w Alfie - tylko w niej można komuś zaproponować przejażdżkę na tylnych fotelach. BMW i Nissan są po prostu dwuosobowe, a w Audi z tyłu zmieszczą się najwyżej dzieci. I to pod warunkiem, że od urodzenia trenują jogę i potrafią już założyć nogi na kark. Najciaśniejsze jest Z4 Coupé. Ergonomia miejsca kierowcy - jak to w BMW - jest wzorowa. Z jednym wyjątkiem: skręcając, można sobie poobijać łokieć o drzwi.
W samochodach sportowych niemałą rolę odgrywa widok z okna. Najciekawszą perspektywę mamy w BMW - długa wydęta maska daje poczucie wielkości. W tym samochodzie czujesz się panem świata. Aż do momentu... kiedy ruszysz w trasę. Wtedy dopiero czujesz, że żyjesz. Ale nawet majstersztyk sztuki inżynieryjnej, jakim jest silnik BMW, nie pozwoli ci zapomnieć o nadwrażliwości Z4 na koleiny. Najbardziej stabilne jest Audi, a najbardziej komfortowa Alfa Romeo. Brera jest zresztą pierwszą od dawna sportową Alfą, którą można bez najmniejszych problemów poruszać się po Polsce. Modele GTA miały za nisko zawieszoną miskę olejową i twarde zawieszenia, tymczasem w rasowej Brerze nawet w dłuższej podróży czujesz się jak w wygodnej limuzynie.
Pora na technikę
W poznawaniu techniki z pomocą przyszła nam szkoła doskonalenia techniki jazdy SJS i tor w Miedzianej Górze. Tam mogliśmy przekraczać granice przyzwoitości. Trasa do Kielc i kilka zakrętów na torze skłoniły nas do podzielenia samochodów na dwie grupy. W pierwszej znalazły się Alfa i Audi, w drugiej - BMW i Nissan. Kryterium okazał się rodzaj napędu (4x4 kontra tył), czyli poziom emocji, jakich dostarczają te samochody.
Kto woli mieć bezpieczny samochód z mocnym silnikiem, ale nie zamierza być częstym gościem na torze, powinien wybrać auto z pierwszej grupy. Solidny napęd na cztery koła gwarantuje taką stabilność, że samochodom jest obojętne, czy jeżdżą po drodze publicznej, czy po torze. Nawet jeśli brutalnie wyprowadzisz je z równowagi, szybko wygaszają poślizg, jakby im było wstyd za takie zachowanie. Są idealne na zimę. Kiedy BMW i Nissan utkną na dobre w śniegowych zaspach pod garażem, ty swoim Audi (lub Alfą) będziesz sprawnie wyprzedzał ślizgające się na zasypanej drodze samochody.
Jeśli jednak odczuwasz ciśnienie, by ciągle doskonalić swoje umiejętności, pozostają Nissan i BMW. Obydwa mają napęd na tylne koła i są na tyle aroganckie, że aż prowokują, by poćwiczyć jazdę bokiem. Nie trzeba było nas długo prosić. Pozostaje pytanie - który daje większą radość z jazdy?
Najpierw wsiadam do BMW. Wyłączam całkowicie ESP i ruszam na dużą pętlę. Pewności siebie dodaje mi gruba kierownica i wspomniana długa maska. Ogromne wrażenie robi aksamitnie pracujący silnik. Szkoda tylko, że pod dachem znika gdzieś dźwięk starego roadstera Z4. W naszym Coupé jest ciszej i spokojniej. Całkiem nowa rzędowa szóstka zbudowana z wykorzystaniem magnezu pracuje jednak na tym samym, najwyższym poziomie - na gaz reaguje jak na ukłucie szpilką. Wskazówka obrotomierza błyskawicznie opuszcza niskie obroty i niemal uderza w czerwone pole. Z4 ma 265 KM, ale jest szybsze od 300-konnego Nissana.
Atakuję szybkie łuki. Czuję dokładnie, co wyprawia kuper, bo fotele zamocowano nad tylną osią. BMW ma sylwetkę klasycznego roadstera, tyle że przykrytą twardym dachem. Nic dziwnego, że prowadzenie przypomina bezkompromisowego Caterhama.
A co BMW powie na poślizgi? Dodaję gazu w zakręcie, wewnętrzne koło zaczyna buksować. Nie ma mechanizmu różnicowego o zwiększonym tarciu. Kolejne próby kończą się nerwowymi ruchami i walką o to, by nie wypaść z toru. Do Z4 trzeba się trochę przyzwyczaić, bo potrafi pokazać pazury.
Pora na 350Z. Silnik przyjemnie pomrukuje, tuszując nieprzyjemne hałasy pracy skrzyni biegów. Nissan jest surowy. Brak mu wyrafinowania, jakim mogą pochwalić się Audi i BMW. Jest słabiej wygłuszony, a do przełączania biegów i deptania pedałów potrzeba ogłady drwala. Przycisk ESP jest niezabezpieczony. Wystarczy lekkie kliknięcie i zdany jesteś tylko na siebie. U konkurentów decyzja o wyłączeniu elektronicznych pomocy musi być potwierdzona kilkusekundowym przytrzymaniem przycisku, a w nowych modelach Audi nawet nie można całkowicie wyłączyć ESP.
Pora rozprawić się z twardzielem. W pierwszym zakręcie dodaję gazu i od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Tył zaczyna żyć własnym życiem, z tym że ja mam nad nim całkowitą kontrolę. Układ kierowniczy podaje precyzyjne informacje o tym, co dzieje się z przednimi kołami, a przy tym sam zakłada kontrę. Czuję się jak w Porsche. Wszystko działa idealnie. Mocna szpera powoduje, że tył ucieka na każde zawołanie. W 350Z czujesz się jak król driftingu, a przy tym auto prowadzi się bardzo łatwo, przewidywalnie i nie jest tak nerwowe jak BMW.
W Z4 Coupé ważniejsze są wygląd i perfekcyjne wykonanie niż szaleństwo. Dla jeszcze bardziej szalonych BMW ma inne samochody, można je rozpoznać po znaczkach M. Mają najmocniejsze silniki i blokady układów różnicowych. Ale niestety, Z4 M Coupé kosztuje o prawie 100 tys. więcej od 350Z. Drugim powodem, dla którego Nissana nazywa się japońskim Porsche, jest prowadzenie. Niekwestionowanym zwycięzcą na torze jest Nissan. Za nim plasują się BMW i Audi. Najwolniejsza jest Alfa, ale głównym powodem nie jest układ napędu ani zawieszenie, ale silnik i masa. Na prostej najszybsze jest wyrafinowane technicznie BMW. Na drugim miejscu plasują się Audi i Nissan. Różnice w przyspieszaniu między tymi autami są minimalne.
A zwycięzcą jest...
Ale które auto najlepsze? Alfa jest komfortowa i obszerna, ale nie tak perfekcyjna jak Audi lub BMW. Z zawieszenia dochodzą hałasy, a poza tym jej silnik spala o ponad 5 litrów więcej na setkę od konkurentów. Nie chciało nam się w to wierzyć, ale faktycznie: gdy na trasie Audi i BMW zużywały w okolicach 10,5 litra, a Nissan 11,5, pięknej włoszce ledwie wystarczało 16. Choć takie samochody kupuje się oczami, Alfa przegrała nasze porównanie. Jako samochód na co dzień zdecydowanie lepsze jest Audi, ciężko w nim doszukać się minusów. Pewnie się prowadzi i do szybkiej jazdy nie wymaga tylu umiejętności co tylnonapędowi konkurenci. Dlatego zwycięża TT. Choć trzeba się pogodzić z tym, że to bardzo grzeczny samochód. Co do drugiego miejsca, mieliśmy kłopot. Wybrać BMW czy Nissana? BMW jest wyrafinowane technicznie i lepiej wykonane, ale na torze spisuje się wyraźnie gorzej od Nissana. Jeśli zależy ci na przyjemności z szybkiej jazdy, lepiej już dopłacić i kupić rasowe Z4 M Coupé. A jeśli nie chcesz na samochód przeznaczać więcej pieniędzy, lepiej od BMW wybrać Audi. Dlatego drugie miejsce zajmuje Nissan, a trzecie BMW.
Pomiary i punktacja na przedostaniej stronie
Audi zwycięża, jest najbardziej dopracowanym samochodem. Duża przyjemność z jazdy Nissanem powoduje, że możesz mu wybaczyć widoczne wady. BMW jest oryginalne, ale nieco uciążliwe na co dzień i mimo napędu na tylne koła na torze wyścigowym wypada gorzej od 350Z. Alfa jest piękna, jednak nie zawsze dorównuje konkurentom, a komfort jazdy nie jest najważniejszym kryterium oceny samochodu sportowego.
Wybieram Alfę. Dlaczego? Bo już męczą mnie perfekcjoniści z Niemiec i Japonii. Są skuteczni, szybcy, świetnie wykonani, ale... brakuje im duszy, charakteru. Z tymi coupé jest jak z szybkimi motocyklami. Suzuki, Yamaha i Honda może robią najlepsze maszyny na świecie, ale gdy mam okazję przejechać się włoszczyzną spod znaku Ducati lub MV Agusta, zawsze przechodzi mnie dreszczyk emocji. Spójrzcie tylko na ten wygląd! Posłuchajcie brzmienia silnika! Taka właśnie jest Brera. Wcale nie najszybsza, ale na pewno najpiękniejsza i najbardziej charyzmatyczna.
Cieszy mnie, że Alfa znów nawiązuje walkę z najlepszymi w segmencie, jednak do sukcesu brakuje jeszcze paru mocnych punktów. BMW rozczarowuje brakiem szpery i mniejszą, niż myślałem, frajdą z jazdy, choć ma najlepszy silnik w tym porównaniu. Audi natomiast zaskoczyło mocnym, wyrównanym poziomem we wszystkich kategoriach. Tu widać ogromny postęp w stosunku do poprzednika. Moim faworytem jest jednak Nissan. Trochę nieokrzesany, ale dający mnóstwo przyjemności z jazdy nie tylko na torze.