Jakiś czas temu na trasie A8, czyli Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, pojawiły się nowe znaki poziome. Na pasach ruchu wymalowano duże litery "D" oraz "UA". Wielu kierowców w mig rozkodowało oznaczenia, które oczywiście informują o tym, który pas należy zająć, by dojechać do granicy kolejno z Niemcami i Ukrainą. Co ciekawe, na pozostałych trasach w Polsce nie znajdziemy podobnych oznaczeń. Dlaczego zatem drogowcy pokusili się o ich umieszczenie?
Jak tłumaczy rzecznik GDDKiA, Szymon Piechowiak, oznaczenia, które pojawiły się na autostradzie, a dokładnie na węźle Wrocław Południe, mają za zadanie pomóc kierowcom w nawigacji. "[...] wynikają z potrzeb i głosów kierowców. Chociaż nie ma formalnego wymogu ich stosowania, przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa poprzez bardziej czytelne wskazanie kierunku, do którego dany pas ruchu prowadzi" - stwierdził przedstawiciel GDDKiA w wypowiedzi udzielonej Eska.pl.
Piechowiak słusznie dodał, że jedną z podstawowych funkcji oznakowania na drogach jest jej informacyjna rola. Takowe znaki przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa i komfortu podróżowania. "Biorąc pod uwagę obserwowane sytuacje drogowe na węźle Wrocław Południe oraz liczne zgłoszenia użytkowników dróg, zdecydowaliśmy się na wprowadzenie doraźnego, nienormatywnego rozwiązania, które na pewno polepszy w tym miejscu bezpieczeństwo ruchu drogowego" - stwierdził Piechowiak.
Warto zaznaczyć, że stosowanie symboli np. D czy też CZ (Czechy), jest jednym z podstawowych oznaczeń stosowanych na tablicach drogowych, które ułatwiają dojazd do granic z konkretnymi państwami. Ich wykorzystywanie wynika z rozporządzenia w sprawie warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych. Zupełnie inaczej sprawa ma się w kwestii tych samych oznaczeń, tylko że poziomych, o których przepisy milczą. Zdaniem rzecznika GDDKiA, same tablice informacyjne to za mało.
"Zastosowane zgodnie z tym rozporządzeniem informacyjne oznakowanie pionowe według licznych kierowców nie zawsze jest wystarczające. Chodzi przede wszystkim o skomplikowane połączenia drogowe lub sytuacje, w których tablica oznakowania kierunkowego jest przysłaniana przez pojazdy poruszające się prawym pasem ruchu" - tłumaczy Szymon Piechowiak. Co ciekawe, projekt wykorzystania oznaczeń D i UA na obwodnicy uzyskał pozytywną opinią Komendy Wojewódzkiej Policji, co pozwoliło wdrożyć go w połowie grudnia zeszłego roku.
Oczywiście niektórzy internauci, widząc pierwszy raz wyjątkowe oznaczenia na jezdniach, nie kryli swojego oburzenia. Wielu z nich dopatrywało się w nich specjalnych przywilejów dla Niemców i Ukraińców. W ich opinii tak oznakowane pasy ruchu miały być przeznaczone wyłącznie dla kierowców tych narodowości, co rzecz jasna jest bzdurą. "Wprowadzając dodatkowe oznakowanie, chcieliśmy pomóc kierowcom, którzy mogą mieć wątpliwości i mało czasu na reakcję na drodze" - zapewnia Piechowiak.
Jak dodaje "publiczna dyskusja, która rozwinęła się przy tej okazji, od początku wykracza poza kwestie bezpieczeństwa ruchu drogowego i wsparcia kierowców". Drogowcy będą teraz monitorowali odcinek, na którym zastosowano dodatkowe oznaczenie. Jeżeli sprawdzi się ono w praktyce, prawdopodobnie podobne symbole trafią na inne odcinki dróg. W przypadku, w którym okaże się ono niepraktyczne, zostanie wycofane lub zastąpione, np. na jezdniach pojawią się nazwy granicznych miejscowości.
Nielogicznym pozostaje jednak fakt, że na trasie umieszczono oznaczenie UA. O ile jeszcze symbol dotyczący naszego zachodniego sąsiada szczególnie nie wzbudza kontrowersji - stolicę dolnośląskiego i niemiecką granicę dzieli dystans ok. 160 km - tak w przypadku państwa na naszej wschodniej flance to już zupełnie inna historia. Zdecydowanie bliżej z Wrocławia jest do Czech (ok. 320 km) niż do Ukrainy. By dojechać do najbliższego przejścia granicznego, a więc punktu w Krościenku, musimy przejechać niemal 500 km. Dlaczego zdecydowano się go umieścić? Tego nie wiadomo. Nawet przedstawiciele dolnośląskiego GDDKiA mają problem z wyjaśnieniem tej kwestii.