Dziś wracamy do historii z lutego 2022 r. To wtedy świat obiegły zdjęcia samochodowca Felicity Ace, który płonął u wybrzeży Azorów. Statek płonął przez tydzień. A gdy pożar udało się ugasić i ekipa chciała rozpocząć holowanie transportowca do portu, ten najpierw przechylił się o 45 stopni na prawą burtę, a później poszedł na dno.
Straty na pokładzie Felicity Ace były ogromne! Wraz ze statkiem na dno poszło m.in. 15 lamborghini aventadorów, 20 huracanów, 50 urusów, 50 bentley`ów continentali GTC, 38 continentali GT, 77 bentayg oraz cała seria aut marek porsche, audi i volkswagen. W sumie 4000 pojazdów. Same zatopione samochody zostały wycenione na 155 mln dolarów, czyli jakieś 620 mln zł. A do kwoty doliczyć trzeba jeszcze cenę statku. W końcu spoczywa aktualnie na dnie Oceanu Atlantyckiego.
Od tego wydarzenia minęły praktycznie równe dwa lata. Teraz sprawa jednak powraca. A wszystko dzięki dwóm pozwom, które trafiły do sądu. Są one wynikiem rozliczania katastrofy. Pierwszy pozew otrzymało Porsche. Ten złożył operator statku – Mitsui OSK Lines na spółkę z ubezpieczycielem – firmą Allianz. Powód? Pożar rozpoczął się od elektrycznego Porsche. Samochodu, który po prostu doznał samozapłonu. Bez wyraźnej przyczyny. Porsche zdaniem powodów powinno zatem uczestniczyć w kosztach likwidacji szkody. Pozew wpłynął rok temu. Do tej pory w jego sprawie trwają mediacje.
Drugi z pozwów został złożony przeciwko Grupie Volkswagena. Mitsui OSK Lines i Allianz oskarżają niemiecki koncern o zatajanie informacji na temat zagrożeń związanych z transportem samochodów elektrycznych. Volkswagen nie wskazał operatorowi statku np. niezbędnych środków ostrożności zapewniających bezpieczny transport tego typu pojazdów.
Jakie roszczenia wysuwają powodowie? Tanio z pewnością nie będzie. Nie ma jednak mowy o konkretnych kwotach. W sprawie pewne jest tylko to, że dwa pozwy trafiły do sądu. Fakt ten potwierdzili przedstawiciele Porsche. Przedstawiciele Mitsui OSK Lines i Allianz nie chcą natomiast komentować sprawy.