"Zakręt śmierci" lub, jeśli ktoś woli, "zakręt idiotów", to ostry łuk na drodze krajowej S1, która stanowi część obwodnicy Bielska-Białej, a docelowo ma być fragmentem drogi ekspresowej S1. Natkniecie się na niego mniej więcej na wysokości Hałcnowa. Jadąc od Żywca w kierunku Cieszyna skręcicie na nim w lewo, jeśli dacie radę.
Więcej wiadomości o polskich drogach przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Na pewno go nie przegapicie. Po pierwsze, postawiono przed nim multum znaków, na czele z ograniczeniem prędkości do 80 km/h, a potem 60 km/h. Oprócz tego są znaki o niebezpiecznym zakręcie, innym niebezpieczeństwie i wypadkach w czasie opadów deszczu. Dzieło drogowców wieńczą żółte pulsujące światła ostrzegawcze. To dlatego, że zakręt jest wyjątkowo ostry, zwłaszcza jak na część drogi szybkiego ruchu. Kiedy spojrzymy na niego na mapie albo z lotu ptaka, widać, że ma ponad 90 stopni. Właśnie z tego powodu S1 na niebezpiecznym fragmencie zmienia się z drogi ekspresowej w krajową. Za zakrętem, jak gdyby nigdy nic, znów zaczyna się droga ekspresowa.
Od dnia otwarcia 28 października 2011 r. aż do teraz niemal bez przerwy dochodziło tam do niebezpiecznych sytuacji, zwłaszcza gdy nawierzchnia była mokra. Kierowcy tracili panowanie nad autami, które kręciły efektowne piruety, uderzały w bariery ochronne i zderzały się ze sobą. Dlaczego? Bo to jest zły zakręt, ale można na niego spojrzeć z różnych perspektyw: kierowców oraz drogowców.
Pierwsi są przyzwyczajeni do tego, że polskie drogi są "przeznakowane", a ograniczenia prędkości serwowane nam z dużym zapasem, dlatego większość kierowców ich nie przestrzega. No cóż, tym razem powinni to robić, zwłaszcza w trudniejszych warunkach drogowych. Poza tym na polskich drogach szybkiego ruchu (tj. z rozdzielonymi jezdniami w obu kierunkach, bezkolizyjnymi zjazdami i skrzyżowaniami oraz barierkami i zwykle poboczami) bardzo rzadko są takie ostre łuki. Jeśli do tego dodać paniczną reakcję na nieoczekiwaną sytuację, nieszczęście mamy gotowe. Kierowcy od lat rozbijają tam samochody i winią za to drogowców.
Co na to GDDKiA? Dyrekcja odpowiada, że zakręt jest prawidłowo oznakowany, a ma taki kształt, bo to część przyszłego węzła drogowego o nazwie Suchy Potok. Niedawno ruszyły prace zmierzające do jego powstania. Dlatego w tym miejscu została wprowadzona tymczasowa organizacja ruchu oraz zwężenia. Można to uznać za oficjalny koniec zakrętu śmierci.
GDDKiA broni projektu zakrętu twierdząc, że to rozwiązanie tymczasowe i nie można go zmienić, bo to zaburzyłoby cały plan organizacji ruchu na tym fragmencie. Problem w tym, że z rozwiązaniem tymczasowo obniżającym poziom bezpieczeństwa można godzić się przez kilka tygodni, najwyżej miesięcy. "Rozwiązanie tymczasowe" na S1 trwa już prawie 12 lat. W tym czasie mnóstwo osób przeżyło chwile grozy, a sporo straciło życie, mimo że co jakiś czas pojawiały się na nim dodatkowe znaki.
Tak naprawdę żaden z tych punktów widzenia nie jest właściwy. Na bezpieczeństwo ruchu drogowego powinno się patrzeć zupełnie inaczej. Nie szukając winnego, ale identyfikując przyczyny niebezpiecznych zdarzeń po to, żeby je zlikwidować. Zaprojektowanie źle wyprofilowanej drogi na trasie szybkiego ruchu to błąd jej twórców, a stawianie na nim znaków ograniczających prędkość jest rozwiązaniem prowizorycznym i próbą przerzucania odpowiedzialności na kierowców. Jeśli wypadków jest wyjątkowo dużo, nie można poprzestać na obarczaniu winą ich uczestników. Taka sytuacja na pewno nie powinna mieć miejsca przez kilkanaście lat. Skoro oznakowanie nie pomogło, należało znaleźć inne, skuteczniejsze rozwiązanie. Co innego, gdyby węzeł drogowy został zbudowany możliwie szybko.
Na szczęście dla wszystkich, zakręt śmierci wreszcie przechodzi do historii. Według GDDKiA nowy węzeł drogowy łączący trasy S1 i S52 zostanie oddany do użytku w przyszłym roku, a termin całkowitej realizacji inwestycji to II kwartał 2025 r. Za to kierowcy w Polsce jeszcze długo będą debatować na temat, kogo mieli na myśli, nazywając ten łuk "zakrętem idiotów".