O takich ludziach później mówią: "oszukał przeznaczenie". Funkcjonariusz drogówki z Virginii, który pracował 1 maja, zrobił wszystko zgodnie z przepisami i pozornie bezpiecznie, ale mimo to mógł zginąć w wypadku. Pomogły mu refleks i szczęście. Mrożące krew w żyłach wideo zamieściły niemal wszystkie amerykańskie serwisy, w tym popularny motoryzacyjny portal Carscoops.
Więcej wiadomości na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Początek filmu wygląda całkiem niewinnie. Amerykański policjant zatrzymał kierowcę limuzyny BMW serii 7 do rutynowej kontroli drogowej. Zarówno zatrzymane auto, jak i radiowóz były na poboczu dwujezdniowej drogi szybkiego ruchu. Policjant ustawił się możliwie bezpiecznie, to znaczy po zewnętrznej stronie drogi, pomiędzy zatrzymanym autem a barierką. Rozmawiał przez szybę z kierowcą niemieckiej limuzyny.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w ciągu kilku sekund. Zza zakrętu drogi wyłoniło się drugie bmw jadące z naprzeciwka. Tym razem to sportowy model M3. Jego kierowca próbował pokonać autostradowy wiraż zdecydowanie zbyt szybko, przez co nieświadomie wprowadził auto w nadsterowny poślizg (to znaczy, że przyczepność traci tył, a nie przód samochodu). Od razu stracił nad nim kontrolę i bezradnie ślizgał się z olbrzymią prędkością w kierunku stojących po drugiej stronie samochodów.
Usłyszawszy pisk opon, policjant w ostatniej chwili zorientował się, że grozi mu olbrzymie niebezpieczeństwo. Sportowe bmw już było na pasie zieleni i błyskawicznie zbliżało się do niego. Funkcjonariusz zaczął odruchowo uciekać, ale w złą stronę, bo wciąż znajdował się na torze jazdy dryfującego samochodu. W końcu oprócz refleksu uratował go łut szczęścia. Jedno bmw odbiło się od drugiego, dzięki czemu minimalnie zmieniło kierunek jazdy. Dosłownie o centymetry ominęło człowieka, za to z całym impetem uderzyło w oba stojące auta.
Przez dłuższą chwilę policjant nie mógł uwierzyć, że nic mu się nie stało. Finał tego wypadku mógł być koszmarny, ale na szczęście nikt nie odniósł w nim poważniejszych obrażeń. Nawet kierowca limuzyny BMW serii 7 nie został ranny i po oględzinach lekarskich był wypuszczony ze szpitala do domu. Mogło się skończyć znacznie gorzej. Dopiero później okazało się, że sprawcą wypadku był 17-latek, który tak samo jak jego pasażer odniósł lekkie obrażenia. Został oskarżony o niebezpieczną jazdę i stworzenie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Przy okazji tego wypadku warto zwrócić uwagę na co najmniej dwie rzeczy. Przede wszystkim nawet przy małym doświadczeniu i nikłych umiejętnościach kierowcy BMW M3 jego samochód, który jest fabrycznie wyposażony w system stabilizacji toru jazdy (tak zwane ESP), nie powinien wpaść w taki okropny poślizg. Być może został jakiś sposób zmodyfikowany do sportowej jazdy albo kierowca wyłączył elektronicznego stróża, żeby się popisać przed pasażerem.
Z tej okazji warto przypomnieć, że dla każdego kierowcy istnieje jakaś graniczna prędkość, powyżej której system zadziała sprawniej od niego. W przypadku większości osób ta prędkość jest dla nich zaskakująca niska. Dlatego na publicznych drogach nie powinno się wyłączać układów aktywnego bezpieczeństwa, takich jak ESP, bo mogą uratować życie nam albo innym.
Drugie spostrzeżenie jest następujące: aby zapewnić bezpieczeństwo kierowcom na dwujezdniowych drogach szybkiego ruchu, nie wystarcza pas zieleni. Gdyby barierki ochronne były nie tylko na zewnątrz drogi, ale dodatkowo pomiędzy jezdniami, niebezpieczna sytuacja, którą możemy obejrzeć na wideo, raczej by się w ogóle nie wydarzyła. W kwestii bezpieczeństwa ruchu drogowego nie można polegać na szczęściu. Trzeba analizować przyczyny oraz skutki wypadków i wprowadzać odpowiednie zmiany w infrastrukturze drogowej oraz organizacji ulic.