Jedną z największych zalet zakupu samochodu elektrycznego są znacznie niższe koszty eksploatacji. Szczególnie jeśli w okolicy znajduje się tanie lub nawet darmowe źródło zasilania. Największym problemem jest z kolei wciąż niezbyt rozbudowa infrastruktura do ładowania elektryków.
Aby zatem ułatwić życie lokalnym właścicielom samochodów na prąd, władze Legionowa zakupiły i zainstalowały w mieście nową stację ładowania dla aut elektrycznych. Zakup opłacono w dużej części ze środków unijnych, a samo korzystanie z ładowarki było darmowe, co dziś jest już rzadkością. Zwłaszcza że umożliwiała ona ładowanie ze stosunkowo sporą mocą 50 kW.
Efekt? Punkt ładowania trzeba było wyłączyć już kilkanaście dni później. Popularność stacji przerosła bowiem oczekiwania, a zużycie prądu okazało się wyjątkowo duże. I nie wygenerowali go jedynie mieszkający w Legionowie posiadacze elektryków. Jak pisze serwis Auto Świat, ładowarkę regularnie odwiedzali m.in. taksówkarze z Warszawy oraz kierowcy w samochodach służbowych spoza Legionowa.
Władze miasta nie spodziewały się takiego entuzjazmu ze strony posiadaczy aut na prąd, dlatego ładowarkę wyłączyły "do odwołania". Ładowarki - jak wyjaśniła w rozmowie z serwisem Katarzyna Budzyńska-Tobiś z UM Legionowo - musiały być darmowe ze względu na wydatne wsparcie funduszy unijnych. To spowodowało jednak niekontrolowany napływ użytkowników.
Jedna sprawa to koszty, jakie generuje spore zużycie energii elektrycznej. Są spore, ale problem udałoby się rozwiązać. Druga to dość restrykcyjne przepisy nakazujące samorządom oszczędzanie prądu, które w połowie października podpisał prezydent. Nakładają na różne jednostki (m.in. samorządy) surowy limit zużycia prądu, a za przekroczenie go nakładane mają być wysokie kary.
Jak pisze dalej Auto Świat, legionowskie ładowarki wrócą do życia, jeśli uda się zmienić warunki dofinansowania projektu, aby same koszty zużycia energii elektrycznej pokrywali użytkownicy stacji. To pomogłoby też ograniczyć popularność legionowskiego punktu ładowania.