Inne kwestie eksploatacyjne omawiamy też w serwisie Gazeta.pl.
Zakup akumulatora wydaje się dość prostą sprawą. Kierowca musi pojawić się w sklepie motoryzacyjnym, wybrać nową baterię, zapłacić za nią i udać się do domu. Niestety po drodze może napotkać kilka problemów. A jeden z kluczowych nazywa się... kaucją. Na mocy ustawy z dnia 24 kwietnia 2009 r. o bateriach i akumulatorach sprzedający baterię jest zobowiązany do pobrania tzw. kaucji środowiskowej. Ta wynosi dokładnie 30 zł. To opłata depozytowa, która zostanie zwrócona kierowcy w sytuacji, w której odda do sklepu stary akumulator.
Kaucję środowiskową niezwykle łatwo jest odzyskać. To prawda. Niestety praktyka pokazuje, że wielu kierowców macha na nią ręką. A to już spory błąd i to z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że zakup akumulatora już sam w sobie stanowi solidny wydatek eksploatacyjny. Nowy zasobnik energii kosztuje bowiem co najmniej 200 zł, a kwota potrafi też przekroczyć 1000 zł. Nie ma więc sensu dokładać do rachunku kolejnego wydatku. Po drugie kierowcy zostawiają starą baterię, bo chcą ją wykorzystać w innym celu. Celem tym jest jednak zazwyczaj... zawalanie miejsca w piwnicy lub garażu. Deklaracje rzadko przekładają się bowiem na czyny.
Po trzecie trzymając stary akumulator "na wszelki wypadek" kierowca i tak kiedyś dojdzie do punktu, w którym postanowi się go pozbyć. I tu pojawia się trzeci z problemów. Bo baterii nie można po prostu wyrzucić na śmietnik. Musi ona podlegać specjalistycznemu recyklingowi, bo zawiera szkodliwe substancje w postaci rtęci, kadmu, cynku, litu, kwasu siarkowego i ołowiu. Co prawda w punkcie odbierającym akumulatory kierowca dostanie pieniądze. Baterie często się skupuje. Kwota będzie jednak groszowa. Za każdy kilogram baterii płaci się od złotówki do dwóch złotych.
Zakładając że akumulator waży 10 kg, kierowca zapłaci 30 zł kaucji, a później w skupie dostanie np. 10 zł. To oznacza 20 zł straty. Za darmo baterię można zdać w Punkcie Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych.
Co ile wymieniać akumulator w samochodzie? Pytanie jest niezwykle ważne z eksploatacyjnego punktu widzenia. Niestety ciężko konkretnie na nie odpowiedzieć. Nietrudno znaleźć bowiem 20-letniego Golfa z silnikiem benzynowym, który jeździ z fabryczną baterią lub nowoczesne auto, w którym odmówiła ona posłuszeństwa już w czwartym czy piątym roku eksploatacji. Dlatego kierowca powinien zastosować dwie zasady. Przede wszystkim powinien zwracać uwagę na wszelkie objawy problemów z prądem w aucie – może to być np. wariujący alarm, zerujący się zegarek w nocy lub leniwie kręcący rozrusznik o poranku.
Poza tym warto sprawdzić baterię przed każdym sezonem zimowym. Mechanik przyjrzy się akumulatorowi oraz dokona koniecznych pomiarów – w tym przepływu prądu, pracy pod obciążeniem czy gęstości elektrolitu. Na tej podstawie wyda opinię i stwierdzi czy akumulator wymaga już wymiany, czy np. wystarczy jego gruntowne naładowanie pod prostownikiem. Stwierdzi też czy w aucie nie ma chociażby "złodzieja prądu", czyli układu którego usterka powoduje rozładowanie. Czasami o problemach z baterią decyduje nie jej stan, a np. zwarcie występujące w układzie elektrycznym.
I warto pamiętać o tym, że poziom naładowania baterii jest jednym z kluczowych czynników. Głębokie rozładowanie może bowiem doprowadzić do uszkodzenia zasobnika – uszkodzenia na tyle poważnego, że konieczna stanie się jego wymiana. A problem z niskim naładowaniem akumulatora mają przede wszystkim ci kierowcy, którzy eksploatują samochód na krótkich dystansach. Wtedy pobór prądu jest większy niż ładowanie w czasie pracy alternatora. To prowadzi do stopniowego wyładowywania baterii.