Najbliższe dni w Polsce zapowiadają się naprawdę mroźnie. W Warszawie w piątek ma być maksymalnie do 4 stopni Celsjusza, a w kolejnych dniach temperatury będą jeszcze niższe - od -2 do 2 stopni. Pierwsze przymrozki to zatem idealny czas, aby zastanowić się, czy rozgrzewanie samochodu na postoju ma sens.
Nawyk rozgrzewania auta przed ruszeniem w drogę dość silnie zakorzenił się w kulturze polskich kierowców. Wielu przez odczekaniem przynajmniej kilku minut na włączonym silniku w ogóle nie rusza się z parkingu. Niektórzy kierowcy tłumaczą, że skoro i tak przygotowujemy się do jazdy (np. odśnieżamy auto, ustawiamy trasę w nawigacji itp.) samochód może stać na włączonym silniku, dzięki czemu szybciej się nagrzeje.
Inni, szczególnie ci starsi kierowcy zaznaczają, że olej silnikowy powinien nabrać pewnej temperatury przed odjazdem, aby lepiej spełniał swoje zadanie, gdy już ruszymy z parkingu. Jazda na zimnym oleju ma być niezwykle szkodliwa dla silnika. Większość kierowców chce też zwyczajnie wsiąść do środka auta, gdy temperatura powietrza we wnętrzu będzie już nieco wyższa.
Tymczasem rozgrzewanie auta na postoju nie jest najlepszym pomysłem. Po pierwsze pozostawienie silnika pracującego na postoju w obszarze zabudowanym na dłużej niż minutę jest zabronione. Grozi za to mandat w wysokość 100 zł. Nadgorliwy policjant może jeszcze wystawić kolejny mandat za generowanie nadmiernego hałasu i nadmierną emisję spalin do atmosfery. Oddalenie się od auta z włączonym silnikiem może kosztować kolejne 50 zł. Łącznie to już 350 zł mandatu (więcej na ten temat pisaliśmy w poniższym tekście).
Poza tym rozgrzewanie silnika przed ruszeniem w drogę nie jest też szczególnie optymalne dla jednostki napędowej. Po pierwsze stosowane obecnie oleje silnikowe nie gęstnieją aż tak, jak te sprzed kilku dekad i nadają się do jazdy nawet, gdy mają bardzo niską temperaturę. Po drugie rozgrzewanie silnika na postoju jest bardzo nieefektywne.
Znacznie bardziej opłacanym pomysłem jest... ruszenie w drogę. Wtedy silnik (a więc i olej) rozgrzewa się zdecydowanie szybciej niż stojąc na biegu jałowym, a więc na zimnym oleju pracuje krócej oszczędzając jego kluczowe elementy. Praca zimnego silnika przyspiesza też gromadzenie się nagaru, co też nie jest dobrą wiadomością. Przy niskiej temperaturze cierpi też łańcuch rozrządu (o ile taki mamy).
Większe korzyści od czekania na parkingu z włączonym silnikiem przyniesie chociażby dobór odpowiedniego oleju, który dobrze poradzi sobie w zimowych warunkach oraz pilnowanie, aby nie spóźniać się z jego wymianą na nowy. Zawsze jednak warto powstrzymać się od bardziej dynamicznej jazdy zanim olej nabierze odpowiedniej temperatury.
Więcej motoryzacyjnych porad znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pomijając już fakt, że za rozgrzewanie silnika na postoju można dostać mandat, a dla jednostki też nie jest to szczególnie sprzyjające, postój z włączonym silnikiem na więcej wad. W czasie tych kilku minut sporo (niezwykle drogiego dziś) paliwa tracimy zupełnie bez sensu. Zwłaszcza, że zimny, dopiero uruchomiony silnik spala bogatszą mieszankę paliwowo-powietrzną. Przy okazji emitujemy też niepotrzebnie dwutlenek węgla i inne szkodliwe substancje do atmosfery.
Oczywiście jeśli okna samochodu są oszronione, a wycieraczki przymarzły do szyby, należy pozbyć się problemu. Podczas odśnieżania auta warto wspomóc się odmrażaczem w płynie, który dobrze jest trzymać wewnątrz pojazdu (butelka takiego specyfiku kosztuje kilka złotych). Spryskanie newralgicznych miejsc powinno pomóc w walce z lodem i zdecydowanie przyspieszyć przygotowania do jazdy.
Jeśli jednak po wewnętrznej stronie szyb nagromadziła się para wodna, faktycznie trzeba odczekać chwilę na włączonym silniku. Po kilkunastu lub maksymalnie kilkudziesięciu sekundach nawiewy powinny poradzić sobie z problemem. Aby przyspieszyć odparowywanie, można na krótki czas włączyć klimatyzację.