Tak powstają samochody kaskaderskie. Przyjrzeliśmy się nowym autom z Bonda

Sceny kaskaderskie, które możemy oglądać na ekranach kin w wielu przypadkach są odrealnione. Jednak są producenci, którzy cały czas zwracają uwagę na takie szczegóły i zależy im na realizmie. Do tego potrzebne są solidne pojazdy. Co jest w nich zmieniane by mogły spełnić swoje zadanie?

Wymagania stawiane przed samochodami kaskaderskimi są wyjątkowo duże. Choć mają one być efektowne i wciągać widzów w filmowy świat, to głównie w rzeczywistości główny nacisk stawia się na bezpieczeństwo. Kierowcy wykonują różne akrobacje, sceny pościgowe czy kraksy. Są oni wyszkoleni do tego typu działań – tak jak choćby Jess Hawkins – kierowca wyścigowy. W wywiadzie dla moto.pl powiedziała „Szczerze mówiąc, od momentu, gdy siedzisz w samochodzie, jesteś świadomy potencjalnych czynników ryzyka w każdej nagrywanej scenie, w różnym stopniu. Jednak wszystko to odbywa się w kontrolowanym środowisku. Bezpieczeństwo jest na pierwszym planie każdego, a my ćwiczymy sceny i szczególnie wymagające akrobacje, by to ryzyko zminimalizować". To jasno pokazuje jakie są priorytety.

Nowy James Bond, jak każdy film z agentem 007, jest bardzo bliski motoryzacji. Ale na stronie głównej gazety.pl przeczytasz także o innych kinowych premierach

Wróćmy jednak do samych samochodów. Żaden seryjny pojazd nie jest przygotowany do wykonywania akrobacji, efektownych wypadków, po których po prostu jedzie dalej. Dajmy na ten przykład słynnego Citroena 2CV w serii o legendarnym Żandarmie granego przez Louis de Funès. To właśnie w tym filmie, auto było w stanie jechać nie posiadając tyłu. Podobnie było w „Zabójczym widoku", czyli filmie z 1985 o przygodach Jamesa Bonda – w którego wcielił się Roger Moore. To w nim agent 007 kradnie taksówkę Renault 11, zjeżdża nią po schodach i korzystając z lory do przewozu łódek, wskakuje na dach autobusu. Następnie przejeżdża po nim, zeskakuje, urywa dach, a na koniec oddziela tylną oś wraz z połową samochodu – po wypadku, ale i tak jedzie dalej, a to wszystko podczas pościgu za spadochroniarzem!

Zobacz wideo Testujemy Volkswagena ID.3. Inaczej niż wszyscy

To tylko dwa z wielu przypadków, kiedy na ekranach kin można zobaczyć czasami mocno abstrakcyjne sceny. Jednak nie zawsze tak jest. Są filmy, w których scenarzyści starają się zrobić jak najbardziej realne pościgi. Przykładem może być choćby „No time to die". Jest to najnowsza ekranizacja przygód o słynnym Jamesie Bondzie i to właśnie w nim możemy zobaczyć wyjątkowe sceny z Astonami Martinami w roli głównej – w tym również niezapomnianego DB5 – czy Land Roverami. Te drugie stanowiły jedną z atrakcji specjalnie przygotowanego wydarzenia, gdzie mogłem zapoznać się z ich budową oraz zmianami jakie w nich zastosowano, by mogły wykonać wszystkie kaskaderskie sceny.

Zarówno kaskaderzy, scenarzyści, jak też opiekunowie oddelegowani do obsługi aut na planie jednomyślnie stwierdzili, że są to pojazdy stworzone do takiej pracy. Wynikało to z kilku powodów. Jednym z nich była dobra współpraca z producentem. Land Rover jeszcze na etapie produkcji otrzymał wszystkie wytyczne, które musiały pojawić się w samochodach. Chodziło dokładniej o dodatkowe osłony podwozia, zastosowanie klatki bezpieczeństwa, usunięcie drugiego rzędu siedzeń, plastików oraz zbiornika paliwa, a w zamian zastosowanie ogniwa paliwowego z systemem gaśniczym. Ponadto tradycyjne fotele przednie zastąpiono wariantami kubełkowymi z 5-punktowymi pasami bezpieczeństwa. Ponadto pojawił się też hydrauliczny ręczny, który pomagał w „podcięciu" auta podczas konieczności wprowadzenia go w poślizg.

Co ważne pojazdy te miały standardowe zawieszenie. To właśnie na nim – trzema Land Roverami Defenderami – wykonano ponad 30 metrowy skok, który był jedną z trudniejszych scen do nakręcenia. Sam Lee Morrison, koordynator kaskaderów, przyznał, że praca z Land Roverami jest rewelacyjna „Wiem, że są kuloodporne i zamierzamy przy nich pozostać. Jest to jeden z moich ulubionych pojazdów do użytku". Równe dobrze spisały się Range Rovery Sporty. To one tuż obok Defenderów stanowiły ważną rolę w pościgowej scenie w „No time no die".

Jak pokazuje przykład najnowszego Bonda, są jeszcze filmy, których realizm jest ważny. Choć nie zawsze tak było, to w ostatnich pięciu filmach stawiano na to by kręcone sceny miały sens i co najważniejsze wyważenie. Trzeba jednak jasno podkreślić, że nie byłoby to możliwe bez odpowiedniej współpracy oraz pojazdów, które zniosły trudy pracy. W kręceniu scen kaskaderskich zawsze może pójść coś nie tak. Wystarczy jeden błąd i koniec. Tym bardziej trzeba docenić pracę osób zatrudnionych na planie, jak też pojazdy, które zostały do tego wykorzystane. Z kuluarowych rozmów okazało się, że Defendery przetrwały te próby lepiej niż się spodziewano. Najsłabszym ogniwem były jedynie chłodnice. Podczas lądowania przeważnie auto spadało na przednią część urywając króćce lub uszkadzając cały element.

Mimo tych drobnych ran wojennych otrzymanych na planie filmu, trzeba powiedzieć, że rzadko się zdarza, by pojazdy bez jeszcze większych przeróbek były w stanie tak dobrze znieść kręcenie wymagających scen. pozytywne opinie takich osób jak Jess Hawkins czy Lee Morrison, którzy nie w jednym filmie mieli okazję grać, są najlepszą wizytówką dla samochód od Land Rovera. Zapewne jeszcze nie w jednym filmie je zobaczymy. Oby tak samo było z rzeczywistymi ujęciami, które będą kręcone bez użycia Green Screena.

Więcej o: