Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
Dwa dni temu o trzeciej nad ranem, na autostradzie A4, na wysokości w miejscowości Gorliczyna, doszło do wypadku z udziałem dwóch pojazdów. Jak zwykle w przypadku takiego zdarzenia, alkohol był kluczowym elementem.
32-letni Ukrainiec jechał Fordem Transitem po autostradzie. Wszystko by było ok, gdyby po pierwsze nie był pijany, a po drugie, gdyby jechał we właściwym kierunku, a nie pod prąd. Na nieszczęście wjechał w Renault Megane, które jechało zgodnie z przepisami w kierunku Jarosławia.
Jak się okazało kierowca Forda miał w organizmie 2 promile alkoholu i nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdem. Jego współpasażer również był nietrzeźwy – jego wynik to 1,5 promila.
W wyniku wypadku poszkodowany został 23-letni również obywatel Ukrainy, który jechał wspomnianym Renault.
Policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia i wykonali dokumentację fotograficzną. Prowadzone postępowanie ma wyjaśnić okoliczności zdarzenia.
GDDKiA przy trasach szybkiego ruchu zainstalowała jakiś czas temu nowe znaki – czarną dłoń na żółtym tle. Duża czarna dłoń informuje kierowców, że muszą natychmiast zmienić kierunek jazdy. Charakterystyczne tablice informacyjne ostrzegają przed jazdą pod prąd. To ostatnie ostrzeżenie dla kierowcy. GDDKiA skorzystała z doświadczeń drogowców z innych krajów. Czarna dłoń ostrzega już na drogach w Austrii, Niemczech, Słowacji i Chorwacji. Teraz pojawia się nad Wisłą.
I choć formalnie nie jest to znak, a wspomniana "tablica informacyjna", to dla kierowców nie ma to żadnej różnicy. Wręcz przeciwnie. Tak naprawdę to jeden z najważniejszych znaków, jakie możecie zobaczyć na drodze.
Jeśli zignorujecie czarną dłoń, to możecie doprowadzić do tragedii. Wjazd pod prąd na drogę szybkiego ruchu, gdzie samochody pędzą 120-140 km/h jest wyjątkowo niebezpieczny. Dlatego na widok takiej tablicy trzeba od razu zawrócić.