Statystyki Komendy Stołecznej Policji, do których dotarła redakcja TVN Warszawa mówią jasno - w tym roku liczba skradzionych samochodów spadła względem poprzedniego, choć nie odbiega znacznie od danych z poprzednich lat.
Od 1 stycznia do 1 grudnia 2020 roku na terenie, który podlega Stołecznej Komendzie Policji ukradzione zostały 1954 samochody - donosi TVN Warszawa. To mniej niż w 2018 roku, gdy z ulic zniknęły 2192 auta i w 2019 roku (bardziej obfitował w kradzieże niż lata poprzednie), gdy skradziono 2432 egzemplarze.
Takie porównanie nie byłoby do końca sprawiedliwie, bo w statystykach za 2020 rok brakuje jeszcze grudnia. Przyjmując jednak, że liczba kradzieży w tym miesiącu była podobna, jak w poprzednich, zapewne będziemy mieli do czynienia z ok. 10-procentowym spadkiem względem 2019 roku.
Z danych policji wynika, że najchętniej złodzieje działali w listopadzie (243 kradzieże), styczniu (238), marcu i październiku (po 197) oraz w maju (189). Najmniej chętnie w kwietniu i czerwcu (po 141 kradzieży), w sierpniu (138) oraz we wrześniu (134). Trudno zatem zaobserwować jakieś znaczne spadki kradzieży wywołane wprowadzeniem ograniczeń związanych z pandemią.
Ciekawie prezentują się też statystyki dotyczące kradzieży w poszczególnych dzielnicach. Najwięcej samochodów znikało w 2020 roku w prawobrzeżnych dzielnicach Warszawy - obszarze obejmującym Pragę Północ, Białołękę i Targówek (razem 367 sztuk) oraz Pragę Południe, Wawer, Rembertów i Wesołą (razem 336). Najmniej... w Śródmieściu (tylko 62 auta). Nie ma jednak reguły i trudno mówić o regionach bardziej lub mniej zagrożonych kradzieżami.
Przedstawiciel KSP w rozmowie z TVN Warszawa tłumaczy, że obecnie złodzieje już nie "łapią okazji", ale najczęściej szukają konkretnego modelu samochodu, z konkretnego rocznika, a często również w wybranym wcześniej kolorze. Wszystko dlatego, że trzeba zrealizować zamówienie złożone wcześniej przez pasera. Ten z kolei czeka na części do auta klienta, a nie na przypadkowy samochód, który trudno byłoby sprzedać.
Po znalezieniu takiego auta i złamaniu jego zabezpieczeń jest ono odwożone na publiczny parking i obserwowane przez kilka dni. To pozwala sprawdzić, czy samochód miał ukryty lokalizator i ktoś się nim interesuje. Jeśli nie, trafia do dziupli w jednej z podwarszawskich wsi. Tam po kilku godzinach jest już rozłożone na poszczególne części. Te z kolei szybko trafiają do (często nieświadomych niczego) klientów.
Złodziei trudno jest jednak złapać na gorącym uczynku, bo działają szybko, na co pozwalają im dzisiejsze technologie. Korzystają często z tzw. "walizek", które przedłużają sygnał z kluczyka, co umożliwia otwarcie samochodu, uruchomienie silnika i odjechanie z miejsca w kilkanaście sekund. Urządzenia te kosztują kilka tysięcy euro, jednak szybko się zwracają.
Mało skradzionych aut jest też odzyskiwanych, bo najczęściej po kilku dniach z samochodów niewiele już zostaje. To również pokazują policyjne statystyki - w 2020 roku (do 1 grudnia) odzyskano zaledwie 144 ze 1954 skradzionych pojazdów.