Coś magicznego dzieje się w naszych głowach, gdy wysiadamy z samochodu. Stając się pieszym, zapominamy o potrzebach kierowców. I odwrotnie - wsiadając do samochodu, przestajemy być pieszym i zaczynamy dostrzegać jedynie czubek nosa kierowcy. Podobnie jest z rowerem. Gdy stopy zetkną się z pedałami, potrzeby pieszych i kierowców przestają mieć znaczenie. Nie ulegam zniekształceniu poznawczemu - wiem, że negatywne zachowania mniejszości uczestników ruchu drogowego wybijają się na pierwszy plan, zaburzając ogólny obraz drogowej rzeczywistości. Ale zachowania, które za chwilę opiszę, są na tyle powszechne, że trzeba je głośno piętnować.
Sobotnie popołudnie, pusta, rzadko uczęszczana droga w terenie zabudowanym, wzdłuż której biegnie ścieżka rowerowa. Po ulicy niespiesznie podróżuje dwóch rowerzystów, jeden obok drugiego. Jednojezdniową drogę dwukierunkową w połowie przecina linia podwójna ciągła. Nie ma zatem możliwości, by zgodnie z przepisami wyprzedzić jadących obok siebie rowerzystów. Po kilkuset metrach przejechanych za rowerzystami linia podwójna ciągła przechodzi w przerywaną. Wyprzedzam. Opuszczam szybę i uprzejmym tonem informuję panów, że jazda ulicą w sytuacji, w której wzdłuż niej biegnie ścieżka rowerowa, naraża ich na mandat.
W odpowiedzi rowerzyści polecają, bym zajrzał do kodeksu drogowego, informują, że mogą jechać obok siebie (nikt tego nie kwestionuje) oraz żegnają mnie kilkoma inwektywami i wulgarnymi gestami. Jakim cudem uprzejme przypomnienie przepisów może doprowadzić do takiego poziomu agresji?
Odłóżmy jednak na bok wyzwalające negatywne emocje obelgi i na chłodno przyjrzyjmy się temu, co rowerzyści zrobili źle. Tak by inni nie popełniali tych samych błędów.
Nie wszystko można ująć w normy prawne, a jednak podświadomie potrafimy osądzić, które zachowania są złe, a które dobre. Wydaje się jednak, że na drodze przychodzi nam to z większym trudem. Tymczasem przepis na spokojniejsze ulice jest prosty. Nazywa się empatia. Psychologowie twierdzą, że jest to jeden z najsilniejszych hamulców zachowań agresywnych.
Uczestnicy ruchu drogowego mają obowiązek stosowania się do przepisów. Nie zawsze je jednak znają. Szczęśliwie wielu niebezpiecznych sytuacji można uniknąć, stawiając się na miejscu innych. Jak to zrobić? Wystarczy odpowiadać sobie na proste pytania. Czy ten kierowca mnie widzi? Może chwila podróży gęsiego umożliwiłaby innym wyprzedzenie mnie? Czy stojąc przed przejściem nie sprawiam, że kierowcy mylnie interpretują to jako zamiar przejścia na drugą stronę ulicy? Czy mając do dyspozycji całą szerokość jezdni nie lepiej wyprzedzić rowerzystę szerokim łukiem, tak by nie poczuł podmuchu wiatru i czuł się bezpiecznie? Czy stojąc w korku nie lepiej zrobić miejsce dla motocyklistów? I najważniejsze: czy przypadkiem nie wymagam od innych, by sami odpowiadali sobie na te pytania?