Ken Block urodził się w 1967 r. w Long Beach w Kalifornii. Szybko zorientował się, co chce robić w życiu i zaczął to robić. Od dziecka był fanem sportów ekstremalnych, na które wydawał i na których zarobił większość pieniędzy. Nie robił tego dla nich ani sławy, tylko dla przyjemności. Reszta wydarzyła się przy okazji.
Więcej tekstów na temat motoryzacji przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Najpierw był skejtem, dlatego razem ze wspólnikiem Damonem Wayem w 1994 r. za pożyczone 10 tys. dolarów założył markę butów dla fanów tego sportu: DC Shoes. Dekadę później sprzedali ją koncernowi Quiksilver za 87 milionów dolarów i musiał wymyślić, co zrobić z zarobionymi pieniędzmi.
Wtedy zajął się motorsportem. Wbrew temu, co pisze większość osób, nigdy nie był typowym kierowcą rajdowym, ale amatorem, który wśród zawodowców radził sobie na tyle dobrze, że potrafił finiszować w pierwszej dziesiąte generalnej klasyfikacji rajdu mistrzostw świata WRC. Najlepsze miejsce w historii zajął w 2013 r. w Rajdzie Meksyku, który ukończył na 7. miejscu.
Oprócz tego startował w wyścigu górskim na Pikes Peak, mistrzostwach X Games i rally crossie, w obu ostatnich przypadkach odnosząc znaczące sukcesy. Zwykły motorsport szybko go zaczął nudzić. Wtedy wrodzony zmysł marketingowy Blocka sprawił, że powstała firma Hoonigan i pojawiły się pierwsze pokazowe filmy wzorowane na japońskiej gymkhanie.
To forma jazdy na czas na specjalnie przygotowanym terenie, która wywodzi się jeszcze z czasów średniowiecznych. Kiedyś swoją odwagę i umiejętności konnej jazdy demonstrowali mongolscy jeźdźcy przed Dżyngis Chanem. W XX w. Japończycy zrobili z tego nowy gatunek sportów motorowych, a na początku XXI w. Ken Block zadbał o widowiskową stronę, dzięki czemu stał się sławny.
Jego wyczyny zawsze były przygotowane i filmowane bardzo profesjonalnie. Gymkhana 2 nakręcona w Los Angeles stała się niesamowitym hitem na YouTube (do dziś została obejrzana ponad 52 mln razy), głównie dlatego, że nikt wcześniej nie sfilmował tak efektownie fantazyjnych wyczynów za kierownicą.
Krytycy zarzucali Blockowi, że jego wyczyny nie były filmowane w trakcie jednego przejazdu, w związku z czym to oszustwo. Nie zdawali sobie sprawy, że właśnie takie były intencje Blocka, który nie miał zamiaru z nikim wygrywać, tylko chciał stworzyć wyjątkowe widowisko, a przy okazji bardzo skuteczną machinę reklamową. Równie dobrze można by zarzucać hollywoodzkim producentom, że nie nakręcili swoich hitów w trakcie jednej sceny, pozbawionej jakichkolwiek cięć.
Wkrótce po drugiej Gymkhanie Ken Block wziął udział w podobnym wydarzeniu w odcinku programu "Top Gear". Wtedy cały świat poznał uśmiechniętego, głośnego i pewnego siebie Amerykanina, którego trudno było nie lubić. Potem powstawały kolejne Gymkhany. Każda była wyjątkową celebracją motorsportu przygotowaną przy użyciu specjalnie przygotowanych potwornie mocnych aut. Block demonstrował ich możliwości w wyjątkowych okolicznościach. Absolutny rekord oglądalności należy do Gymkhany Five nakręconej na ulicach San Francisco, którą podziwiało w internecie już ponad 113 mln osób.
Z czasem nawet bardzo spektakularne wyczyny zaczęły się nudzić, zarówno widzom, jak i jego twórcy, który zaczął szukać nowych pomysłów. Ostatnim była współpraca z Audi w celu wspólnej promocji samochodów elektrycznych.
Oprócz tego Block ciągle brał udział w różnych motorsportowych wydarzeniach. W 2021 ukończył na 4. pozycji rajd "Baja 1000" w potężnym pikapie klasy trophy truck. Ken Block uwielbiał prędkość i adrenalinę, dlatego próbował wszystkiego, co prowokowało jej wydzielanie. Postępował zgodnie z hasłem drukowanym na czapkach jego firmy Hoonigan: "Go Fast Risk Every Thang". Pędził do przodu, ryzykował życie dla przyjemności i był szczęśliwy. Nikt nie mógł mu tego zabronić.
Gnał na desce snowboardowej, rowerze górskim, samochodem rajdowym i skuterem śnieżnym. Przejażdżka tym ostatnim kosztowała go życie. Zginął w wypadku na swoim rancho w Utah, przygnieciony ciężką maszyną. W sumie nikogo to nie dziwi, ale wielu smuci.
Ken Block był wyjątkowo kolorową postacią w szarej rzeczywistości i najlepszym ambasadorem, jakiego mogły mieć sporty samochodowe w świecie popkultury. Jeszcze wiele razy sprawiłby uciechę jego fanom.
Zginął za wcześnie, ale za to przeżył życie tak, że nie musiał żałować ani sekundy. Poza tym zostawił godną następczynię. Lia Block poszła w jego ślady i mam przeczucie, że jeszcze o niej usłyszymy. Jeśli odziedziczyła charyzmę po tacie, będzie nie do zatrzymania i stanie się równie dobrą promotorką równouprawnienia w tej niesłusznie opanowanej przez mężczyzn dyscyplinie sportu.