Beztroska w motoryzacji skończyła się już dawno. Teraz każda premiera nowe samochodu to przede wszystkim zapewnienia o jego uniwersalności, chwalenie się walorami praktycznymi i podkreślanie jak najniższego zużycia, paliwa lub prądu. Nawet marki stricte sportowe raz za razem pokazują kolejne SUV-y, skupiając się na bagażniku i przestronnej tylnej kanapie na równi z osiągami prowadzeniem. Samochodów typowo do zabawy i dostarczania frajdy jest coraz mniej. MINI Cabrio JCW to jeden z ostatnich przedstawicieli gatunku. Pod wieloma względami w ogóle nie pasuje do naszych czasów, w których nawet maluch segmentu A musi być jak najpraktyczniejszy. No bo spójrzcie na tylną kanapę. Jest. I to tyle, co można o niej powiedzieć. Bagażnik? Też jest. Ani duży, ani z wygodnym dostępem. Kieszenie w drzwiach? Bardziej szpary na drobiazgi, a nie np. butelkę wody.
Tylko czy to komukolwiek przeszkadza? Absolutnie nie.
MINI w ogóle nie podchodzi do siebie na poważnie. Zadziorny wygląd, całe mnóstwo detali i ciekawe połączenie retro stylistyki z nowoczesnością zdradzają, że to wyjątkowe auto. W bardziej odważnej konfiguracji, takiej jak nasz egzemplarz testowy, za MINI wszyscy się odwracają. To nie tylko kwestia jaskrawych kolorów, ale też wydechu. Choć normy go ugrzeczniły, to JCW wciąż brzmi groźnie. No i to wnętrze. W JCW siedzimy dość nisko, a kierownica dobrze leży w dłoniach. Jesteśmy też przyjemnie opatuleni przez sportowe fotele i ciasną kabinę, co pasuje do autka, które do setki wyrywa w 6,5 s, okraszając to radosnymi strzałami z wydechu.
W ogóle cały projekt kabiny zasługuje na kilka zdań uznania. Choć MINI wraz z niedawnym liftem dostało większy ekran dotykowy (wpisany w piękny, świetlny pierścień) z nowym systemem multimedialny, a charakterystyczny obrotomierz zastąpiły wirtualne zegary, to wciąż pozostawiono kierowcy całą masę przełączników, przycisków i pokręteł. Za to zawsze stawiamy plusa, zwłaszcza, jak całość robi tak znakomite wrażenie. Projektanci brytyjskiej marki są mistrzami w puszczaniu oka do kierowcy i przemycaniu do swoich aut całej masy detali. To zdecydowanie najfajniejsze wnętrze w całym segmencie B i z rozmysłem używam słowa "fajny".
MINI Cabrio JCW to aktualnie topowa propozycja w gamie małego kabrioletu. Wyjściowo kosztuje 152 900 zł, ale my dostaliśmy do testów wersję z ośmiostopniowym automatem Steptronic, której ceny startują od 161 720 zł. Pod maską mamy tu doładowany, dwulitrowy silnik R4 o mocy 231 KM (przy 5000 obr./min) i 320 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Osiągi? Pierwsza setka po 6,5 s oraz 240 km/h prędkości maksymalnej. Deklarowane zużycie to 7,6 l/100 km. Koło ósemki zakręcicie się, jeśli będziecie jeździć bardzo spokojnie. Nastawiałbym się raczej na dziesiątkę, bo JCW nie stworzono do muskania gazu. Wiele samochodów wypada równie dobrze na papierze, ale 231-konne Mini przesycone jest emocjami i dostarcza ich znacznie więcej od konkurentów z segmentu. A także znacznie większych i droższych sportowych aut.
Wrażenia z jazdy można porównać do wyglądu modelu - to po prostu auto szalone. Automatyczna skrzynia nie ociąga się z redukowaniem biegów, a po mocniejszym wciśnięciu gazu Mini żwawo wyrywa do przodu, czemu towarzyszy agresywny warkot wydechu i głośne strzały (choć jest spokojniej, niż kiedyś). Wydech Mini strzela nawet przy przyspieszaniu w trybie Normal. JCW z pewnością nie jest kulturalny, nawet przez chwilę nie waha się przed szarpnięciem i wytrzęsieniem kierowcy i pasażera, a twarde zawieszenie wynajduje dziury w nawierzchni. Ten ostry charakter docenimy nie tylko przy przyspieszaniach, ale też w zakrętach, które MINI wprost uwielbia i trzyma się asfaltu niczym przyklejone.
Zaskakująca przyczepność, zrywność, brzmienie wydechu i precyzja układu kierowniczego sprawiają, że jazda Mini to czysta przyjemność, a na naszej twarzy cały czas gości szeroki uśmiech.
Z pewnością nie jest to poważne miejskie auto z mocniejszym silnikiem. MINI JCW to zabawka, stworzona, żeby sprawiać radość z każdej przejażdżki. To jeden z tych samochodów, którymi po prostu chce się jeździć. Cieszy nawet wyprawa na zakupy albo codzienna trasa do pracy. Nie trzeba jeździć szybko, żeby się bawić.
MINI albo lubisz, albo nie. Ja należę do pierwszej grupy - podoba mi się z wyglądu, świetnie czuję się we wnętrzu i uwielbiam sposób, w który jeździ. MINI Cooper S już od dawna znajduje się na liście moich ulubionych samochodów. MINI Cabrio JCW zrobiła na mnie równie dobre wrażenie, choć z moimi umiejętnościami zostałbym przy Cooperze S, który i tak ma aż nadto mocy. Wiem, że nowe MINI wzbudzają sporo kontrowersji, jest spora grupa ludzi, którzy wytykają im wiele wad, krytykując wygląd, ciasną, udziwnioną kabinę, mały bagażnik, wykończenie czy kosmiczną cenę. Wiem, że tacy ludzie są, ale ich nie rozumiem. Chciałbym mieć kiedyś tyle pieniędzy, żeby pozwolić sobie na taką zabawkę, bo z żadnym małym hot hatchem nie zaprzyjaźniłem się tak bardzo. Z wersją bez dachu również żegnałem się bardzo niechętnie.
Może i żółte MINI Cabrio JCW tak naprawdę nie ma sensu. Trzeba je traktować jako zabawkę, ale w tym jego siła. To beztroski samochód, które głównym celem jest zabawa i frajda z jazdy. Na rynku takich aut jest coraz mniej.