Strefy czystego transportu to zdaniem wielu miejskich aktywistów sposób na poprawę jakości życia mieszkańców. Poprzez zakaz wjazdu dla starszych i (niejednokrotnie jedynie pozornie) niespełniających norm emisji pojazdów powietrze ma stać się czystsze, a przez mniejszy ruch samochodowy samo uczestnictwo w ruchu bezpieczniejsze. Inspirowany zachodnimi rozwiązaniami pomysł dla wielu polskich samorządowców stał się oczkiem w głowie. Co ciekawe, gdy w Polsce SCT stają się coraz popularniejsze, na zachodzie powoli się od nich odchodzi. Wystarczy zerknąć na sytuacje u naszego sąsiada zza Odry.
Obowiązujące w wielu niemieckich miastach strefy niskiej emisji (ZFE) przechodzą do historii. Jak podaje serwis francuskie.pl, w ciągu ostatnich miesięcy zostały one zniesione w kilkunastu niemieckich miastach, takich jak Hanower, Heilbronn, Leonberg czy Mannheim. Jak widać, trend ten się nasila. Jeszcze w 2023 roku ze stref zrezygnowało osiem miejscowości. Aktualnie ZFE funkcjonują w 37 z dotychczasowych 56 ośrodków.
Dlaczego niemieckie władze decydują się likwidować strefy? Okazuje się, że przez ostatnie lata dość znacząco poprawiła się jakość powietrza w miastach. Za przykład może posłużyć Tybinga, w której to poziom cząsteczek stałych spadł o 50 proc. w stosunku do poziomów z 1995 roku. Zmiana ta nie wynika jednak ze zminimalizowania ruchu samochodowego, a z licznych programów modernizacji źródeł ogrzewania wykorzystywanych przez mieszkańców miast i okolicznych miejscowości.
Mimo iż Polska nieco się spóźniła z pomysłem wprowadzania stref czystego transportu, wkrótce staną się one standardem. Na ten moment STC działa jedynie w Warszawie. Zgodnie z nowelizacją ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych z 2024 roku, strefy będą jednak obowiązkowo ustanawiane w miastach, w których liczba mieszkańców jest większa niż 100 tys., a jednocześnie przekroczony jest w nich poziom tlenków azotu oraz pyłu zawieszonego. W tym roku powstanie ona w m.in. Krakowie.
Rzecz jasna nie brakuje krytyków wprowadzania SCT. Najbardziej istotnym argumentem, jakim się posługują, jest fakt, że to nie samochody są głównym źródłem zanieczyszczeń, a przestarzałe piece. Widać to dokładnie w przypadku wspomnianego wcześniej Krakowa. Miasto położone jest w kotlinie, przez co naturalnie napływa do niego dym i zanieczyszczenia z otaczających go i zarazem wyżej położonych miejscowości. Do przekroczenia norm czystości powietrza dochodzi głównie w zimie, a więc w okresie grzewczym.