Akcja budzi reakcję - wnioskując po ostatnich wydarzeniach wydaje się, że o tym podstawowym prawie fizyki zapomniał Donald Trump. Po nałożeniu na Kanadę 25-procentowych ceł na towary i 10 proc. stawki celnej na ropę i gaz, rząd w Ottawie szykuje się na odwet. Już teraz władze Ontario, a więc najludniejszej kanadyjskiej prowincji, rozpoczęły bojkot alkoholu sprowadzonego z USA. Na półkach klienci mogą natknąć się wyłącznie na rodzime produkty. A to dopiero początek.
Władze Kanady w dość ostry sposób wyraziły swoje zdanie na temat amerykańskich ceł. Słów krytyki nie szczędzi Trumpowi m.in. premier Ontario, Doug Ford. W ramach odwetu prowincja wyklucza z wszelkich publicznych przetargów firmy pochodzące z USA. "Amerykańskie firmy stracą nowe przychody w wysokości dziesiątek miliardów dolarów. Mogą za to winić wyłącznie prezydenta Trumpa" - stwierdził polityk w poście na platformie X.
Co więcej, Ford dodał, że zamierza zerwać wartą 100 mln dolarów umowę na Starlink, a więc satelitarny system łączności internetowej. Za jego dostarczenie odpowiada należący do Elona Muska SpaceX. "Idziemy o krok dalej. Zerwiemy kontrakt prowincji ze Starlink. Ontario nie będzie robić interesów z ludźmi, którzy chcą zniszczyć naszą gospodarkę" - dodaje premier prowincji. "Kanada nie rozpoczęła tej walki z USA, ale lepiej uwierzcie, że jesteśmy gotowi ją wygrać" - kwituje Ford.
To nie wszystko. Zasiadająca w Izbie Gmin Chrystia Freeland, była już minister finansów i wicepremier Kanady za rządów Justina Trudeau, zaproponowała, by objąć pojazdy Tesli 100-procentowymi cłami. Cios ten wymierzony wprost w lico Muska, mógłby wywrzeć bezpośrednią presję na Trumpa, który bierze do serca wiele sugestii i pomysłów ekscentrycznego miliardera. Najwidoczniej tak ostra reakcja Kanadyjczyków była najlepszą możliwą - świeżo upieczony prezydent USA postanowił na miesiąc zawiesić cła, licząc na owocny dialog tak z władzami Kanady, jak również Meksyku, który też został objęty nowymi stawkami.