Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy wpadli na pomysł znowelizowania ustawy o drogach publicznych, a dokładnie przepisów dotyczących ustalania stref płatnego parkowania. Niestety, projekt ma poważne wady.
Zgodnie z art. 13b ust 2a ustawy o drogach publicznych "śródmiejską strefę płatnego parkowania ustala się na obszarach zgrupowania intensywnej zabudowy funkcjonalnego śródmieścia, które stanowi faktyczne centrum miasta lub dzielnicy w mieście o liczbie ludności powyżej 100 000 mieszkańców, jeżeli spełnione są warunki, o których mowa w ust. 2 (strefa może być ulokowana jedynie na obszarach, gdzie znacząco brakuje miejsc postojowych, a wprowadzenie opłat wynika z potrzeby organizacji ruchu w celu zwiększenia rotacji parkujących pojazdów lub realizacji strategii lokalnych władz w kwestii transportu - dop. red.), a ustanowienie strefy płatnego parkowania może nie być wystarczające do realizacji lokalnej polityki transportowej lub polityki ochrony środowiska".
Zgodnie ze zgłoszonym projektem politycy chcą, by z przepisu zniknął wymóg związany z liczbą mieszkańców. Oznacza to, że strefy płatnego parkowania mogłyby być lokowane także w mniejszych miastach. Parlamentarzyści argumentują potrzebę zmian "nadmierną kongestią samochodową", czyli sytuacją, w której natężenie ruchu pojazdów jest zbyt duże w stosunku do przepustowości dróg i infrastruktury.
W szczególności napływ samochodów w szczycie sezonu i w weekendy sprawia, iż powierzchnia zajęta przez samochody zaparkowane w centrach miast bywa większa niż całkowita powierzchnia dróg publicznych tego obszaru. Kierowcy w centrach miast wykorzystują do parkowania każdy wolny fragment przestrzeni, niszcząc przy tym zieleń miejską oraz uszkadzając niejednokrotnie zabytkową tkankę miejską.
- czytamy w poselskim projekcie. Co więcej, nie mogło zabraknąć argumentu dotyczącego zanieczyszczenia środowiska, a także nadmiernego hałasu generowanego przez samochody.
Niektórym mogłoby się wydawać, że politycy zgłaszający projekt nowelizacji mają w tym wiele racji. Jak to niestety zwykle bywa - "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane". Dokument nie uwzględnia pewnych szalenie istotnych czynników. Pierwszym jest wykluczenie komunikacyjne. W wielu mniejszych miejscowościach mieszkańcy muszą korzystać z samochodów, ponieważ nie mają innej alternatywy — komunikacja publiczna po prostu nie istnieje, lub nie zaspokaja w pełni ich potrzeb. Wprowadzenie strefy w takich miastach byłoby więc jawnym zamachem na kieszenie kierowców.
Wprowadzenie nowelizacji mogłoby mieć sens w przypadku miejscowości turystycznych, w których rzeczywiście często miejsca postojowe są wręcz okupowane, co jest widoczne zwłaszcza w weekendy. Zresztą zmian w przepisach domagały się samorządy takich właśnie miasteczek. Niestety, pomysłodawcy projektu nie wpadli na pomysł zmiany art. 13b., który jasno wskazuje, że opłatę za postój można pobierać w "określone dni robocze, w określonych godzinach lub całodobowo". Uniemożliwia to więc egzekwowanie opłat od turystów nawiedzających miasta w soboty i niedziele, a jedynie otwiera furtkę do obciążania kosztami parkowania samych mieszkańców.