Elektryfikacja gamy modelowej aut oferowanych przez producentów w Europie trwa w najlepsze. Firmy oferują kolejne modele i zajmują kolejne nisze rynkowe. Cupra chce jednak pójść pod prąd. Mówi bowiem o tym, że może zrezygnować ze sprzedaży na Starym Kontynencie jednego z najnowszych elektryków w swojej ofercie.
Elektrykiem tym jest Cupra Tavascan. To zasilany prądem SUV segmentu D, który został zaprezentowany w kwietniu 2023 r. Samochód trafił do sprzedaży w 2024 r. I spełnia wszystkie wymogi współczesnej motoryzacji. Jest przestronny, rodzinny, praktyczny, ładny i przede wszystkim zeroemisyjny. Czemu teraz hiszpańska marka miałaby zatem kasować go z oferty? Powód jest prosty i dotyczy... unijnych ceł na samochody elektryczne produkowane w Chinach.
Podatek ten uderzy w hiszpańską Cuprę, bo model Tavascan jest składany wyłącznie w Anhui, czyli prowincji we wschodnich Chinach. Stąd jest eksportowany na cały świat, w tym do Europy. Wprowadzenie nowego cła wpłynie i na cenę pojazdu, i opłacalność jego sprzedaży na Starym Kontynencie. Co gorsze, różnica nie będzie symboliczna. Nowelizacja przepisów sprawi, że do obecnego cła na poziomie 10 proc. doliczone zostanie dodatkowe 21,3 proc.
Nowe cło na elektryki z Chin może oznaczać wzrost ceny netto Cupry Tavascan nawet o jedną trzecią. Tym samym wartość brutto widziana przez klientów w salonach wzrośnie o jakieś 20 proc. A Tavascan nie jest tani już dziś... Aktualnie trzeba zapłacić za niego co najmniej 238 800 zł. Po podwyżce kosztowałby jakieś 286 560 zł. Kwota stałaby się zatem zaporowa i sprawiła, że europejscy kierowcy zaczęliby omijać SUV-a szerokim łukiem. Naturalne byłoby więc wykasowanie modelu z gamy. W ten sposób firma straciłaby ważnego asa w rękawie w walce z konkurentami. To może z kolei oznaczać np. zwolnienia w strukturze marki.
Strach ma duże oczy? Często tak bywa. Warto jednak wiedzieć o tym, że o powyższych wyliczeniach i skutkach wprowadzenia nowych ceł przez UE mówił w rozmowie z Reutersem sam prezes Cupry – Wayne Griffiths. Wykasowanie Tavascana z europejskiej oferty jest zatem scenariuszem mocno realnym. Chyba że zmieniłby się kształt unijnych przepisów. Bo o przeniesieniu produkcji mowy być nie może. Fabryka w Anhui powstała z myślą o Tavascanie. Tej inwestycji firma nie może teraz porzucić czy zmarginalizować jej znaczenia.
W sprawie występuje jeszcze jedna ciekawostka. Bo o ile europejscy producenci coraz chętniej w ostatnich latach przenosili produkcję swoich elektryków do Chin (np. BMW, Volkswagen i Volvo), o tyle marki chińskie obrały przeciwny kierunek. Coraz chętniej montują samochody dedykowane Europie właśnie w Europie. Dobry przykład dotyczy Leapmotora, który zaczął produkcję w Tychach w zakładzie Stellantis. Paradoksalnie zatem na nowym podatku bardziej ucierpieć mogą firmy ze Starego Kontynentu, niż Azji. W efekcie nietrudno odnieść wrażenie, że Unia Europejska powinna jeszcze nieco zweryfikować swoje plany. Tak, aby chcąc ratować rodzimy rynek motoryzacyjny, nie strzeliła mu w kolano.