Dla przypomnienia afera Dieselgate wybuchła w 2015 roku. Wtedy to amerykańska, a dokładnie kalifornijska rada ds. zasobów powietrza CARB (California Air Resources Board) odkryła, że Volkswagen montował w swoich pojazdach oprogramowanie, które fałszowało wyniki pomiaru emisji spalin. Schemat działania był prosty - gdy system wykrywał, że auto znajduje się na hamowni, sztucznie ograniczał osiągi pojazdu, co przekładało się na niższe wyniki emisji. Gdy auto opuszczało stanowisko pomiarowe, system przywracał wszystko do normy - auto na powrót zyskiwało na mocy, generując tym samym więcej spalin.
Organ pokusił się wykonać dynamiczne pomiary, które pozwoliły odkryć zastosowanie systemu. Jak się okazało, niektóre z modeli niemieckiej marki wyposażone w silniki wysokoprężne przekraczały normy nawet trzydziestokrotnie. W obchodzący emisyjne wymogi nielegalny "patent" wyposażonych było ok. 9 mln pojazdów, które trafiły do klientów w Stanach Zjednoczonych i Europie pomiędzy 2006 a 2015 rokiem. Wtedy też (dokładnie w latach 2007 -- 2015) dyrektorem generalnym Volkswagena był Martin Winterkorn. Po dziewięciu latach od wybuchu afery ponownie stanął przed obliczem sądu.
Przed aktualnie 77-letnim Winterkornem postawiono łącznie trzy zarzuty. Pierwszy z nich dotyczy tego, że mimo posiadanej wiedzy na temat stosowanego w pojazdach "urządzenia oszukującego", zdecydował nic z tym nie robić i pozwolił na dalszy jego montaż. Drugi związany jest z manipulacją rynkiem kapitałowym - firma zbyt późno poinformowała inwestorów o nielegalnym procederze, co wpłynęło na błędną wycenę przedsiębiorstwa, a w konsekwencji poważne straty (po wybuchu afery akcje Volkswagena spadły o 40 proc.). Ostatni zarzut dotyczy składania fałszywych zeznań przed komisją parlamentarną w procesie z 2017 roku.
Warto zaznaczyć, że byłemu szefowi Volkswagena udało się już chwilowo wywinąć wymiarowi sprawiedliwości. W 2021 roku, gdy toczył się pierwszy proces, Winterkorn wybronił się złym stanem zdrowia. Co ciekawe, wówczas obok niego oskarżonych zostało czterech innych menadżerów wysokiego szczebla, w przypadku których nadal toczone jest postępowanie (ostatnie rozprawy zaplanowane są na początek 2025 roku). Wiele wskazuje na to, że 77-latek może ponownie nie doczekać się wyroku, zasłaniając się kiepskim zdrowiem - wg. nieoficjalnych źródeł w czerwcu tego roku miał przejść poważną operację.
Co jasne, marka nie chce mieć ze swoim byłym dyrektorem już nic wspólnego. Dodatkowo podkreśla, że nie jest stroną w rozpoczynającym się procesie. Należy dodać, że drogi Winterkorna i niemieckiego producenta rozeszły się na dobre trzy lata temu - wówczas zawarto ugodę, w ramach której ex-szef Volkswagena zobowiązał się wypłacić 11 mln euro odszkodowania marce. Oczywiście jest to kwota symboliczna w porównaniu do rzeczywistych strat, jakie poniósł motoryzacyjny gigant. Szacuje się, że afera Dieselgate kosztowała koncern ok. 30 mld euro. Jej skutki czujemy do dzisiaj - to właśnie przez nią tak bardzo zaczęto inwestować w samochody elektryczne, a także promować ideę zeroemisyjnego transportu. Najśmieszniejsze jest to, że pokutna misja Volkswagena, który tak mocno wziął do serca koncept elektryfikacji, obraca się przeciwko niemu...