Toyoty nie wymiękają na torze. GR Cup to propozycja dla wszystkich automaniaków

Wbrew pozorom świat motorsportu jest na wyciągnięcie ręki każdego fana motoryzacji. I nie chodzi tylko o bierny udział w roli widza. By poczuć to, co każdy kierowca wyścigowy, wystarczy odrobina fantazji i wolny weekend. Udowadniają to imprezy takie jak Toyota GR Cup.

Dla większości osób niezainteresowanych motoryzacją Toyota to marka produkująca samochody względnie trwałe, jednak niedziałające przesadnie na zmysły. Automaniacy mają zupełnie inne zdanie. Na samą myśl o japońskim producencie w ich umysłach zaczyna krążyć numer 86 i nazwy takie jak Celica, Supra, czy 2000GT. Co więcej, wyniki sprzedaży modelu GR Yaris, czy GR86, dość jasno dają do zrozumienia, że marka ma całą rzeszę zagorzałych fanów. Właśnie m.in. dla nich stworzono GR Cup.

Toyota GR Cup. Zawody dla każdego

Oczywiście właścicieli sporotwych aut kusi, by nieco mocniej wcisnąć gaz i na własnej skórze przekonać się o możliwościach ich pojazdów. Oczywiście publiczne drogi to nie miejsce na tego typu aktywności. Toyota świetnie zdaje sobie z tego sprawę, stąd też pomysł na zorganizowanie amatorskich zawodów GR CUP - serię torowych zmagań przewidzianą specjalnie dla właścicieli samochodów japońskiego producenta. Po pierwsze, to świetna okazja, by nabrać bezcennego wręcz doświadczenia, a po drugie - genialny sposób na spędzenie wolnego czasu i poznanie pozytywnie zakręconych osób.

Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota
Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota
Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota


By szczegółów stało się zadość, GR Cup to cykl sześciu wydarzeń organizowanych od kwietnia do września na różnych torach w Polsce, ale również za granicą. W tym roku miałem okazję uczestniczyć w czwartej rundzie zmagań, która odbyła się na mieszczącym się na południu Słowacji obiekcie Slovakia Ring. Zagraniczny tor nasuwa automatycznie na myśl prestiżowość i ekskluzywność wydarzenia. Nic bardziej mylnego. Nie było tutaj typowej twardej torowej walki, podczas której każdy team starał się wykręcić jak najlepszy czas. GR Cup to raczej okazja do miłego spędzenia czasu i podszlifowania swoich umiejętności w atmosferze przyjaznej rywalizacji. Nie potrzebujemy licencji czy też podrasowanego pojazdu. Słowacki obiekt odwiedzili zarówno kompletni amatorzy, jak i wytrawni kierowcy. Wachlarz startujących pojazdów również był niezwykle szeroki - od bojowych, stuningowanych GR Supr, aż po takie smaczki jak MR-2, czy niepozornego, acz zdradzającego swój potencjał Yarisa pierwszej generacji.

Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota
Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota


Warto dodać, że sama impreza organizowana jest obok innych zawodów (większy i otwarty na różne marki Race Cup), dzięki czemu kierowcy mogą porównać swoje maszyny do konkurencyjnych modeli. Jak można wnioskować po liczbie startujących Toyot oraz samych rezultatach, "japończyki" świetnie odnajdują się na torze. Oczywiście, by wyrównać szanse i docenić wykręcających najlepsze rezultaty kierowców (każdą rundę wieńczy rozdanie statuetek i medali), startujące w GR Cup maszyny są dzielone na kategorie. Warto wymienić m.in. "Hachi-Roku", do której zaliczane są pojazdy modeli GT86, GR86 oraz od tego roku również Subaru BRZ, czy też przewidzianą dla bojowych GR Yaris kategorię o jakże zaskakującej nazwie "Toyota GR Yaris Cup". Rzecz jasna każdy jest mile widziany - w klasie "Race & Fun" wystartować może każda, nawet najbardziej niepozorna Toyota czy też Lexus.

Czwarta runda Toyota GR Cup.
Czwarta runda Toyota GR Cup. Fot. Toyota

Dzięki uprzejmości Toyota Gazoo Racing Polska mogłem wziąć udział w tej niezwykłej imprezie. Tym razem zasiadłem za sterami GR Supry oraz GR Yarisa pierwszej generacji. O ile z pierwszym modelem zdążyłem się już zapoznać, tak waleczna yariska była dla mnie kompletną zagadką. Co więcej, żadnego z tych wozów nie miałem okazji prowadzić na torze, co jeszcze bardziej budziło moją ciekawość. Jednego byłem pewien - będzie ciekawie. Nie myliłem się.

GR Yaris i GR Supra. Jak ogień i woda?

Na pierwszy ogień wybrałem GR Yarisa. Cywilna rajdówka na początku wydała mi się zaskakująco spokojna, jednak po wejściu na obroty trzycylindrowy silnik o pojemności 1,6 litra zaczyna pokazywać pazur. Wszystkie 261 KM czekają tylko, aż pozwolimy im na torowy galop. GR Yaris jest wręcz stworzony do wyścigowych potyczek. Przede wszystkim okazuje się łatwiejszy w opanowaniu niż mocniejsza i nieco bardziej figlarna Supra, a także wybacza więcej błędów. Sześciobiegowy manual wymuszał także większe skupienie - co rusz łapałem się na tym, że za późno zredukowałem, czy też zbyt długo jechałem na niższym przełożeniu. Cóż, grzechy torowego nowicjusza...

Czwarta runda Toyota GR Cup.
Fot. Toyota

Co warte podkreślenia, przy odpowiednim traktowaniu, zachowywaniu dobrej linii toru i "wyczuciu", GR Yaris potrafi zawstydzić nawet mocniejsze i wydawałoby się ostrzejsze torowe zabawki. Warto także podkreślić, że w trybie Sport, w który moc przenoszona jest głównie na tylną oś (rozkład 30:70) łatwiej o wykręcenie lepszego rezultatu, niż w trybie Race (rozkład mocy 50:50), który mimo nazwy lepiej sprawdzi się na szutrowej nawierzchni. Wtedy też pochodzenie modelu staje się jasne - w końcu to dzięki rywalizacji teamu Toyota Gazoo Racing w WRC zawdzięczamy istnienie GR Yarisa...

GR Supra to już zupełnie inna bajka. 340-konny trzylitrowy motor o sześciu cylindrach współpracuje z diabelnie szybkim 8-biegowym automatem od ZF, jednak musi się mierzyć z wyższą wagą (prawie 1500 kg, GR Yaris - 1280). Co więcej, cały potencjał napędu przekazywany jest na tylną oś. Supra chętniej zarzuca tyłem, co oczywiście może być przyjemne, jednak w okolicznościach torowych, gdzie liczy się czas, może być uciążliwe. Oczywiście straty odpracowuje na prostych, dodatkowo zapewniając przy tym wspaniałą oprawę dźwiękową. Tak czy inaczej, nieważne za kierownicą której maszyny usiądziemy - zabawa za każdym razem jest przednia.

Czwarta runda Toyota GR Cup.
Fot. Toyota

Toyota GR Cup to świetna okazja do treningu

Ostatnie zdanie poprzedniego akapitu jest kluczowe dla całego artykułu. Jazda na zamkniętym torze, pod okiem doświadczonych instruktorów, którzy chętnie podzielą się swoim doświadczeniem, jest nie tylko bardzo cennym doświadczeniem, ale przede wszystkim pozwala na czerpanie niezwykłej wręcz przyjemności. Tego akurat nie sposób napisać o substytucie w postaci szybkiej jazdy po drogach publicznych. By poczuć dreszczyk emocji wielu kierowców jest gotowych zaryzykować bezpieczeństwem własnym i innych uczestników ruchu, narażając się przy tym na wysokie mandaty. Czyż nie lepszym pomysłem będzie zaoszczędzenie kilku "stówek" na wpisowe, paliwo, wypożyczenie kasku itd. i wyruszenie na tor, niż rozbijanie się po mieście?

Co prawda w tym roku GR Cup powoli zmierza ku końcowi (pozostałe dwie rundy odbędą się 7 września oraz 28 września kolejno na Torze Jastrząb i Motoparku Ułęż), jednak różnego rodzaju zawodów i amatorskich rozgrywek jest w Polsce bez liku. Nie brakuje również torów. W skrócie - dla chcącego nic trudnego. Warto więc zainteresować się tym tematem i rozwijać swoją pasję do motosportu w bezpieczny i odpowiedzialny sposób. Zwłaszcza jeżeli do tego posłużą nam tak wdzięczne samochody, jak te spod znaku Toyoty. Wyjazd na Slovakia Ring został sfinansowany przez firmę Toyota Motor Poland. Nie miała ona wpływu na treść artykułu, ani wglądu w niego przed publikacją.

Więcej o: