"21 lutego rozpoczęła się i… zakończyła się przedsprzedaż nowej Toyoty GR86. Limitowaną serię 50 egzemplarzy sportowego coupé, które zostały przeznaczone na polski rynek, zamówiono w 35 sekund!" - właśnie taki komunikat znajdziecie na stronie polskiego przedstawicielstwa Toyoty. Po mojej przygodzie z GR86 kompletnie się takiemu wynikowi nie dziwię. To jeden z ostatnich tak autentycznych i dających frajdę samochodów. Wiedząc, że spędzę z nią jedynie kilka dni, już po przejechaniu kilkunastu kilometrów zacząłem za nią tęsknić. Więcej podobnych motoryzacyjnych recenzji znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Gdy pierwszy raz zobaczyłem GR86 zaparkowaną na podziemnym parkingu, moje źrenice szeroko się rozwarły. Filigranowe nadwozie w momencie mnie oczarowało, a czerwony lakier jedynie podkreślał jej walory i charakter. Jest śliczna. Nie wulgarna, potężna, czy kipiąca testosteronem. Raczej figlarna i kusząca. Od razu na myśl nasunęła mi się Ferrari California, równie powabna, ale co oczywiste, skrywająca olbrzymi potencjał. Pomyślicie - porównywać Ferrari do Toyoty? Dziennikarzyna musi być niespełna rozumu... Przy GR86 rozsądek schodzi na drugi plan.
Za pomocą ładnie wkomponowanego w listwie przycisku otworzyłem bagażnik o skromnej pojemności 226 l (czego innego oczekiwać po aucie z tego segmentu), po czym załadowałem moją podróżną torbę. Otworzyłem drzwi, zasiadłem w półkubełkowym fotelu o nieco za krótkim dla mnie siedzisku i zapiąłem pas. Zanim ruszyłem, poświęciłem jeszcze kilkanaście sekund na ustawienie odpowiedniej pozycji za kierownicą (fotel jak i kolumna kierownicy regulowane są ręcznie).
Trzeba przyznać, że wnętrze, wręcz przeciwnie do nadwozia, jest nieco ponure. Wszechobecna czerń i szarość nie jest nawet odrobinę przełamana jakimś kolorowym akcentem. Aż prosiłoby się wykorzystać czerwoną nić. Dodatkowo system infotainment oraz środkowy ekran trącą już myszką. Oczywiście na pokładzie mamy Apple CarPlay oraz Android Auto, ale musimy uzbroić się w kompatybilny kabelek. Inaczej nic z tego. Na plus jednak odznacza się jakość wykonania i analogowość. Nic nie rozprasza, można skupić się na jeździe.
Nie pozostało mi nic innego jak nacisnąć przycisk start/stop i uruchomić silnik. Zimy boxer o pojemności 2,4 litra wkręcił się na 1,5 tys. obrotów, wydając rasowy pomruk, który jest dodatkowo wzmacniany dźwiękiem z głośników. Już wtedy wiedziałem, że czeka mnie niezapomniana przygoda. Wcisnąłem dość oporny pedał sprzęgła, wrzuciłem jedynkę i ruszyłem do przodu.
Pierwsze co można odczuć to szybka reakcja na gaz, bardzo precyzyjny układ kierowniczy, ale też i ogólną sztywność. GR86 na papierze nie wydaje się być torową torpedą (w wersji z ręczną skrzynią biegów sprint do setki w 6,3 sekundy, a prędkość maks. to 226 km/h), ale właśnie takim autem w istocie jest. Sądziłem, że będzie bardziej ugrzeczniona, miękka i jedynie "sprawiająca dobre wrażenie". Okazało się, że to samochód na wskroś autentyczny, który niczego nie udaje. I co najlepsze - daje niesamowicie dużo frajdy.
Dlaczego? Ma iście gokartowy urok, ale nie w stylu hot-hatcha. Ważąca jedynie 1276 kg GR86 jest o wiele dojrzalsza. Każde przełożenie biegu na sześciostopniowym manualu powoduje wyrzut endorfin, a po przekroczeniu 4 tys. obrotów z wydechu wydobywa się prawdziwa aria. Co więcej, wtedy też można poczuć potencjał drzemiący w 234-konnym bokserze. Maksymalny moment obrotowy, wynoszący 250 Nm jest bowiem dostępny od 3,7 tys. obrotów. A wszytko to przenoszone jedynie na tylną oś. Jeżeli nie będziemy wystarczająco delikatnie obchodzić się z pedałem gazu, autko odpowie na to rączo zarzucając tyłem. Kierowca ma jednak wszystko pod kontrolą - GR86 jest zaskakująco łatwy do opanowania. Wszystko dzięki nisko położonemu środkowi ciężkości (zasługa wykorzystania jednostki typu bokser), a także niezwykle sztywnemu nadwoziu (poprawa o 50 proc. względem GT86).
Wszystko pięknie ładnie, jednak coś za coś. W trasie twarde zawieszenie przełoży się na niezbyt wysoki komfort podróżowania. Jeżeli macie problemy z plecami odradzam długie kursy. Szczególnie, że nie ma tutaj adaptacyjnego zawieszenia, a więc o trybie comfort można jedynie pomarzyć. W strefie wyobraźni zostaje również przestrzeń na tylnych siedzeniach, które w sumie nie istnieje. Komfortowo poczuje się tam jedynie nasza torba czy drobne zakupy. Muszę też wspomnieć o dość niepozornym mankamencie. Mimo iż bardzo zachwalałem dźwięk jednostki, tak podczas jazdy drogami szybkiego ruchu może stać się męczący. Zwłaszcza, że przełożenia skrzyni są dość krótkie i przy autostradowo-ekspresówkowych prędkościach wchodzimy w zakres ponad 3 tys. obrotów, a wnętrze nie zostało szczególnie dobrze wygłuszone. Z drugiej strony podkreśla to charakter japońskiego coupe. Jest to autko stworzone do pokonywania wąskich serpentyn, czy też wyścigowych torów, a nie leniwego sunięcia autostradami.
GR86 to auto dla fanów prawdziwej motoryzacji, którzy nie szukają "rozsądnej opcji", a po prostu chcą czerpać frajdę z jazdy. Niestety, przez aktualne przepisy (wymóg montowania radia DAB+, którego w GR86 nie uświadczymy) dostępne jest już tylko na rynkach zagranicznych, a także wtórnym. Nic więc dziwnego, że świadomi tego klienci już zawczasu ustawili się w kolejkach, przygotowując na zakup 169 900 złotych. Pozostaje czekać na godnego następcę. Poprzeczkę ma zawieszoną bardzo wysoko. Samochód użyczyła do testu Toyota Motor Poland. Firma nie miała wglądu i wpływu na treść przygotowanej publikacji. W artykule użyto zdjęć producenta.