W Formule 1 wreszcie nie ma mowy o nudzie. Po dominacji Red Bulla w końcu pozostałe ekipy dogoniły mistrzów świata, stawka się wyrównała i są tory, na których bolid Byków wcale nie jest najlepszy. Większość ekspertów wskazuje, że to pomarańczowy McLaren ma teraz najszybszy samochód. Nie śpią dwa pozostałe zespoły czołówki. W ostatnich kilku wyścigach o zwycięstwo walczyło tak naprawdę aż siedmiu kierowców. Dzieje się jednak nie tylko na torze. Właśnie poznaliśmy przyszłość Pereza i Sainza.
Fani mogą tylko zacierać ręce. Ostatnie wyścigi aż kipiały od emocji, zwrotów akcji i różnych kierowców, którzy zgarniali pierwsze miejsce. Przed przerwą wakacyjną F1 przestała być przewidywalna i nagle się okazało, że o P1 rywalizują cztery zespoły i siedmiu kierowców. Kto jest w tej siódemce? Oczywiście mistrz świata Max Verstappen, Lando Norris i Oscar Piastri z McLarena, Lewis Hamilton i George Russell z Mercedesa oraz Charles Leclerc i Carlos Sainz z Ferrari. Kogoś tu brakuje, prawda?
Sergio Perez ma aktualnie fatalną serię. Meksykanin mocno wszedł w sezon, wywalczył sobie podpisanie dwuletniego kontraktu i... przestał jeździć. W ostatnich ośmiu wyścigach zdobył zaledwie 28 punktów, a przy tym popełniał masę błędów i czasem po prostu się ośmieszał. Na tyle, że padokiem wstrząsały plotki o "klauzuli rozstania", a fani Red Bulla trzymali kciuki, żeby szefostwo zespołu zastąpiło Pereza innym kierowcą. Przy wyrównanej stawce sam Max Verstappen może nie dać rady zapewnić Red Bullowi mistrzostwa w klasyfikacji konstruktorów. A przy tak mocnej formie rywali, przydałaby mu się także pomoc drugiego kierowcy. Stratedzy McLarena, Ferrari i Mercedesa mogą kombinować, jak zaszachować Verstappena, który jedzie bez wsparcia drugiego bolidu, ponieważ Perez zamiast walczyć o podium to wdaje się w potyczki z kierowcami z drugiej połowy stawki.
Red Bull uciął jednak wszystkie spekulacje. Sergio Perez ma zostać kierowcą Red Bulla do końca sezonu. Taką informację opublikowały największe portale zajmujące się motorsportem. To pewne informacje, a do mediów dostała się także wiadomość, jaką wysłał szef zespołu Christian Horner do pracowników. - Checo pozostaje kierowcą Red Bulla pomimo ostatnich spekulacji. Nie możemy się doczekać oglądania jego dobrej dyspozycji po wakacyjnej przerwie na torach, na których w przeszłości spisywał się doskonale - cytuje szefa Red Bulla serwis F1.dziel-pasje.pl.
Czy to oznacza, że Sergio Perez może spać spokojnie? Szefostwo zespołu zapewne chciało go uspokoić, żeby ochłonął i odbudował się podczas wakacyjnej przerwy, która właśnie się zaczęła. Jest przecież szansa, że powróci po wakacjach do formy z początku sezonu, a nie jego połowy. Na to Red Bull liczy, ale ma też plan B.
Niedługo zostanie zorganizowany test porównawczy Liama Lawsona i Daniela Ricciardo, a więc dwóch kierowców, którzy mają największe szanse na wskoczenie na fotel Pereza. Wydaje się, że Yuki Tsunoda nie jest na razie w ogóle brany pod uwagę, choć on bardzo by chciał, co mówi otwarcie w wywiadach. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że szykowani są na przyszły sezon. Ale jeśli dramat i niemoc Sergio Pereza będzie dalej trwać... Red Bull udowodnił już, że nie waha się przy trudnych decyzjach.
Oczywiście nie wiemy, czy Carlos Sainz zakochał się w pięknej historii zespołu Williams i uwierzył w wizję jego świetlanej przyszłości, czy po prostu przeszarżował w negocjacjach z mocnymi ekipami, ale wiemy jedno. Oficjalnie został ogłoszony kierowcą Williamsa od sezonu 2025 r. Hiszpan podpisał dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia. Mówi się, że ma w nim podobno klauzulę, że będzie mógł odejść, jeśli zgłosi się po niego ktoś z czołówki, ale to na razie tylko spekulacje.
Dla fanów Formuły 1 to nie lada szok, zwłaszcza po narracji, jaką mieliśmy do niedawna. Carlosa Sainza pożegnano w Ferrari, bo musiał zrobić miejsce dla Lewisa Hamiltona. Wtedy ruszyło domino spekulacji. Na rynku pojawił się w końcu kierowca z topowego zespołu. Obóz Hiszpana grał ostro i robił mnóstwo szumu. Mówiło się o angażu w Red Bullu albo Mercedesie, potem Carlos Sainz miał być kluczową postacią w wejściu Audi do Formuły 1, następnie pojawiły się kolejne informacje, że oto Sainz pomoże powrócić Alpine (kiedyś Renault) na szczyt... Negocjacje przedłużały się w nieskończoność, a wiele osób się zniecierpliwiło. Sainz nie dogadał się z żadną poważną ekipą.
Dlatego podpisanie umowy z Williamsem brzmi, jak wielka przegrana Carlosa Sainza. Z topowej ekipy trafia do jednego z najgorszych zespołów w całej stawce. Coś tu wyraźnie poszło nie tak. Choć z drugiej strony pamiętajmy, że to Formuła 1. Może Carlos wie coś więcej? Williams konsekwentnie się odbudowuje, blisko współpracuje z Mercedesem, a w 2026 wejdą w życie nowe regulacje, które mogą wywrócić stawkę... A nuż Carlos Sainz w 2026 znowu będzie się bił o najwyższe cele? W przyszłym sezonie będzie o to piekielnie trudno.
Ogłoszenie Carlosa Sainza przez Williamsa oznacza, że z zespołem pożegna się Amerykanin Logan Sargeant. Kolegą Sainza w nowym zespole będzie bardzo solidnie jeżdżący Alex Albon. W lipcu rozstrzygnęła się także kwestia duetu kierowców Haasa. Przypomnijmy, już wcześniej ogłoszono, że Hulkenberg przenosi się do Saubera, który od 2026 r. przeistoczy się w Audi. Barwy Haasa będzie reprezentowało dwóch nowych kierowców, junior Ferrari Oliver Bearman oraz Esteban Ocon, który przeniesie się do Amerykanów z Alpine, gdzie zdążył się mocno skonfliktować z wieloma ludźmi.