ETS, a więc unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2, działa na terenie UE już od 2005 roku. Miał być on narzędziem, które pomogłoby obniżyć emisji i tym samym pomóc chronić środowisko naturalne. Jaki jest mechanizm jego działania? Otóż przedsiębiorstwa z branży energetycznej, metalurgicznej, papierniczej, lotniczej itd muszą wykupić uprawnienia do emisji, tzw. EUA (European Union Allowance). Jedno EUA uprawnia do emisji jednej tony CO2. Ich liczba jest określana przez Unię, a przez to ograniczona. Zmusza to przedsiębiorstwa do inwestowania w technologię pozwalającą ograniczyć poziom emisji, a tym samym oszczędzić na wykupie EUA. Uprawnienia można pozyskać z dwóch puli.
Pierwszą, czyli "darmową", objęte są firmy, które narażone są na tzw. ucieczkę emisji. Są to podmioty, które konkurują z przedsiębiorstwami spoza Unii, a więc tymi nienarażonymi na koszty związane z emisją. By unijne firmy dosłownie nie uciekały ze swoją produkcją poza teren UE, część uprawnień jest im przyznawana za darmo. Drugą jest tzw. pula aukcyjna. Na specjalnej giełdzie, która jest wspólna dla wszystkich państw członkowskich, przedsiębiorstwa mogą kupować lub też sprzedawać swoje niewykorzystane uprawnienia do emisji. Rzecz jasna uprawnienia te mają swoją cenę, która jest zależna od sytuacji na rynku. Jak informuje redakcja Konkret24, 6 lutego 2024 roku uprawnienie do emisji jednej tony CO2 w systemie ETS kosztowało 63,60 euro, podczas gdy jeszcze na samym początku roku płacono za nie 80 euro.
W związku z realizacją pakietu klimatycznego "Fit for 55", Unia postanowiła nieco zmodyfikować system ETS. Chcąc ograniczyć emisje CO2 o 55 proc. do 2030 roku, podjęto decyzję dotyczącą rozszerzenia grupy podmiotów objętych systemem. Od 2027 roku do grona tego zaliczać się będą przedsiębiorstwa z branży paliwowej, ciepłownictwa, transportu drogowego, żeglugi i budownictwa. Niestety, jak łatwo można się domyśleć, poniesione przez nie koszty zostaną przeniesione na klientów.
"Objętymi regulacją będą podmioty prowadzące działalność w zakresie dopuszczenia do konsumpcji paliw silnikowych i paliw do spalania wykorzystywanych w ogrzewaniu i transporcie drogowym, i to one będą musiały kupować i rozliczać uprawnienia do emisji" - poinformowali "Rzeczpospolitą" przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Przez pierwsze dwa lata obowiązywania nowego systemu górna granica ceny uprawnień do emisji nie będzie mogła przekroczyć 45 euro za tonę CO2. Jak przewidują eksperci, przy takiej stawce paliwa na stacjach zdrożeją o ok. 40 groszy na litrze. Co więcej, według Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami w pierwszych czterech latach funkcjonowania systemu ETS2 ceny za emisje ulokują się powyżej 50 euro za tonę CO2, a od 2031 roku aż 210 euro. Jak można się spodziewać, ceny podskoczą wówczas drastycznie.
Oczywiście nie tylko paliwo podrożeje. Koszty ogrzewania również poszybują w górę. Jak zwykle najbardziej ucierpią najubożsi. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego przytaczanego przez Rzeczpospolitą, wprowadzenie ETS 2, przy cenie certyfikatów na poziomie 90 euro za tonę, może oznaczać dla 20 proc. najmniej zamożnych gospodarstw domowych w Polsce wzrost wydatków na energię, gaz i inne paliwa o 42 proc. w perspektywie 2035 roku.
Dyrektywa zacznie obowiązywać już w 2027 roku. Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało, że pracuje już nad przepisami, które wdrażają nowy system na naszym gruncie. Gotowy projekt ma zostać zaprezentowany już we wrześniu tego roku.