Do tej pory to głównie spaliny były na celowniku proekologicznych działaczy i polityków, walczących ze zmianą klimatu. Pył powstający podczas eksploatacji opon i klocków hamulcowych stał nieco w cieniu, będąc niejednokrotnie niedostrzeganym. A niesłusznie. Jak wynika z raportu NIK, w Polsce transport drogowy generuje od 3 do 7 proc. ogólnej emisji szkodliwych substancji i zawieszonego pyłu, z czego nawet 4 proc. to właśnie unos wtórny - przejeżdzające samochody wzbijają w powietrze zanieczyszczenia zalegające na jezdniach, w tym oczywiście wspomniane wcześniej cząstki z opon oraz klocków hamulcowych. Jedynie 3 proc. to spaliny.
Dopiero podczas wprowadzania normy Euro 7 politycy postanowili zająć się kwestią pyłu. Oprócz poziomu emisji samych spalin, ustalono również dopuszczalny stopień emisji cząsteczek powstających podczas ścierania się opon oraz hamulców. Co ważne, normy te obowiązują również auta elektryczne. Warto zaznaczyć, że skala problemu jest niemała - rocznie na całym świecie opony generują aż 6 milionów ton pyłu. To właśnie on jest głównie odpowiedzialny za ok. 80 proc. mikroplastiku unoszącego się w powietrzu oraz ok. 50 proc. w przypadku rzek, jezior i mórz. Nie ulega wątpliwości, że te jakże urocze elemenciki raczej nie służą naszemu zdrowiu, ani także środowisku naturalnemu. Podkreślają to również naukowcy.
Profesor Thilo Hofmann z Uniwersytetu Wiedeńskiego w wypowiedzi udzielonej "New Scientist" stwierdził, że "cząsteczki ze zużywających się opon stanowią poważny problem dla środowiska i zdrowia, w niektórych przypadkach większy niż inne zanieczyszczenia tworzywami sztucznymi". Naukowiec podkreślił, że najbardziej szkodliwym jest rzecz jasne wdychanie pyłu, który powoli zatruwa nasze organizmy. W skład mieszanki, z której produkowane są opony, wchodzą kauczuki naturalne i syntetyczne, sadza, krzemionka, oleje i produkty olejopochodne, żywice, siarka, przyśpieszacze procesu wulkanizacji, i wiele innych chemicznych dodatków i uszlachetniaczy. Hofmann podkreślił jednak, że nie ma żadnych przepisów ograniczających producentów w kwestii dodawania do składu mieszanki konkretnych składników.
Co ważne, toksyczne związki mogą przedostawać się do różnego rodzaju akwenów, narażając żyjącą w nich florę i faunę. "Chemikalia wymywane z tworzyw sztucznych, w tym zużytych opon, mogą w dłuższej perspektywie stanowić jeszcze większe zagrożenie dla środowiska i zdrowia ludzkiego niż właściwości fizyczne samych cząstek" - stwierdził prof. Hofmann. Naukowiec przytoczył również wyniki badania z 2020 roku - jeden z dodatków stosowanych przy produkcji opon prowadzi do m.in. śnięcia ryb w rzekach. Co więcej, szkodliwe elementy często trafiają również "na nasze stoły" - niczym gąbka chłoną je rośliny.
Luzian Hämmerle, jeden ze współpracowników prof. Hofmanna, przeprowadził ciekawy eksperyment. Do rosnącej w doniczkach sałaty dodawał cztery związki o różnych strukturach chemicznych, które stosowane są w produkcji opon. Po trzech tygodniach sprawdził, jak rośliny zareagowały na chemikalia. Okazało się, że w ich liściach zawarte były dość duże ilości trzech z czterech substancji. Ich poziomy różniły się w zależności od tego, na jakiej glebie wzrastały rośliny.
Naukowcy chcą, by rządzący podjęli działania w sprawie toksycznych dodatków stosowanych w produkcji opon. Mimo iż brakuje jeszcze dokładnych badań i danych dotyczących szkodliwości związków i ich wpływu na ludzkie zdrowie (jak wspomina prof. Hofmann, jeszcze dziesięć lat temu, gdy wraz ze swoją grupą zaczął badać szkodliwość cząstek pochodzących z opon, okazało się, że prawie nikt wcześniej nie prowadził podobnych analiz), jakakolwiek ich obecność w żywności i środowisku jest alarmująca. Ich zdaniem producenci powinni stosować wyłącznie nietoksyczne substancje oraz skupić się na zwiększaniu żywotności opon, tak by zużywały się możliwie jak najwolniej, oczywiście bez pogorszenia właściwości jezdnych.
Innym sposobem na ograniczenie negatywnego wpływu pyłu z opon byłoby stosowanie dodatkowych filtrów w samochodach, które by go wychwytywały, a także budowa zbiorników retencyjnych na zanieczyszczoną wodę spływającą z dróg. Byłaby ona następnie odpowiednio oczyszczana, a toksyczne związki neutralizowane. Takie rozwiązanie stosowane jest już m.in. w Wielkiej Brytanii. Oczywiście, zdaniem naukowców należałoby również ograniczyć liczbę samochodów na drogach i skupić się na rozwoju transportu publicznego. Jeżeli politycy nie wprowadzą jakichkolwiek działań, problem będzie narastał. Rynkowe dane nie kłamią. Sprzedaż samochodów rośnie, a w związku z tym wzrasta również popyt na opony.