Uprzywilejowane grupy społeczne nie lubią, kiedy im się te przywileje odbiera, niezależnie od powodów. Protestują przeciwko zmianom, nawet jeśli efekt może być pozytywny dla całego społeczeństwa. Dlatego kiedy w Polsce rodził się projekt zmiany pierwszeństwa na przejściach dla pieszych, spotkał się ze zdecydowaną krytyką sporej części kierowców.
Z internetu oraz innych mediów można było się dowiedzieć, że wbrew statystykom z krajów, w których taki przepis został już wdrożony, w Polsce na pasach zaczną masowo ginąć piesi. Czytałem, że piesi będą wchodzić na jezdnię bezpośrednio przed rozpędzone auta, zachowywać się jak święte krowy albo osoby pozbawione instynktu samozachowawczego. Wreszcie panowała popularna opinia, że nowe przepisy wprowadzają bezwzględne pierwszeństwo dla pieszych, niezależnie od sytuacji.
Rzeczywistość była inna. Od momentu wprowadzenia nowych przepisów w życie, liczba ofiar śmiertelnych wśród pieszych konsekwentnie spada. To nie zmienia faktu, że błędna interpretacja nowego prawa była i wciąż jest wodą na młyn przeciwników zmian. O bezwzględnym pierwszeństwie dla pieszych można było czytać tak często, że musiał w to uwierzyć nawet jeden z najbardziej przenikliwych umysłów w Polsce. Jak inaczej wytłumaczyć chęć przejścia po pasach przez Jarosława Kaczyńskiego na czerwonym świetle?
Prezes zwycięskiej partii musiał uwierzyć w propagandę oponentów zmian w przepisach, które przyniosły pozytywny skutek w całej Europie. Polityk myślał, że jeśli widzi przed sobą "zebrę", ma bezwzględne pierwszeństwo niezależnie od tego, co się dzieje na ulicy oraz wskazań sygnalizacji świetlnej. Niebezpieczna sytuacja, której uczestnikiem był Jarosław Kaczyński, została uwieczniona przez kamerkę zamontowaną w aucie kierowcy skręcającego w lewo w pobliżu pl. Piłsudskiego w Warszawie w ostatni weekend.
Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta pomyłka, gdyby nie przytomność ochroniarzy prezesa. To prawda, że są w Europie kraje, w których pieszy może bezpiecznie przejść przez jezdnię nawet na czerwonym świetle (np. Francja), ale Polska do nich nie należy. W zdarzeniu na pl. Piłsudskiego było zbyt mało czasu na słowa, dlatego ochroniarze prezesa przeszli do czynów i po prostu przytrzymali polityka prawicy za płaszcz. Warto zauważyć, że kierowca też wykazał ograniczone zaufanie i zwolnił, widząc ryzykowne zachowanie pieszego. Dzięki temu ta niebezpieczna sytuacja nie skończyła się tragicznie, ale skłoniła mnie do refleksji.
Po pierwsze, każdy obywatel powinien mieć ochroniarzy, bo ewidentnie podnoszą poziom bezpieczeństwa. Po drugie i ważniejsze, skoro nawet Jarosław Kaczyński nie wie, że pierwszeństwo dla pieszych wciąż jest warunkowe i dotyczy tylko pewnych sytuacji, co mają powiedzieć biedni obywatele o mniej przenikliwych umysłach? To ewidentna wina braku dostatecznej komunikacji tych zmian i niewystarczającej edukacji w dziedzinie BRD. Nawet po prawie trzech latach od nowelizacji prawa, wciąż są osoby, które jej nie rozumieją. Przypomnijmy, że przepisy dotyczące pierwszeństwa pieszych zmieniły się 1 czerwca 2021 roku. Zgodnie z obowiązującym od tej pory prawem, "Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.". Poza tym, tak jak dawniej "pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem.".
Trzeba też dodać, że przepis ten dotyczy tylko przejść bez sygnalizacji świetlnej, w przypadku dróg dwujezdniowych przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne, a dodatkowo pieszy nie może korzystać ze telefonu w sposób, który ogranicza możliwość obserwacji sytuacji na jezdni. Poza tym wciąż "pieszy wchodzący na jezdnię, drogę dla rowerów lub torowisko albo przechodzący przez te części drogi jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz korzystać z przejścia dla pieszych.". To wszystko można znaleźć w znowelizowanej ustawie "Prawo o ruchu drogowym" w części dotyczącej ruchu pieszych (Rozdział 2). Takie zapisy dobitnie świadczą o tym, że pierwszeństwo dla pieszych nie jest bezwzględne.
Tak naprawdę zmienił się tylko zapis dotyczący poruszania się pieszego, który ma pierwszeństwo nie tylko, gdy już przechodzi po przejściu (ergo: postawi na nim choć jedną stopę), ale również wówczas, kiedy na nie wchodzi. Właśnie niejednoznacznie brzmiące słowo "wchodzący" wywołało takie kontrowersje i prowadziło do licznych nadinterpretacji. Niektórzy to określenie zrównali z bezwzględnym pierwszeństwem dla pieszych. Być może w tej grupie znalazł się również prezes PiS, który chciał bezwzględnie wyegzekwować ten wyimaginowany przywilej. Na szczęście tym razem wszystko skończyło się dobrze.