Kolejne miasto z ograniczeniem prędkości do 30 km/h. Argumenty te same, co zwykle

Za niecały miesiąc kierowcy w Amsterdamie będą musieli zwolnić do 30 km/h. To kolejne europejskie miasto, które się na to zdecydowało.

Jeżdżenie 30 km/h w terenie zabudowanym wcale nie jest dla polskich kierowców czymś dziwnym. W polskich miastach to standard. Takie znaki stawiane są na osiedlach, gdzie mieszka dużo osób albo ścisłych centrach miast. W takich miejscach tak niskie ograniczenie prędkości nikogo nie dziwi i nie szokuje. Kontrowersje wzbudzają jednak nowe pomysły na zwiększenie bezpieczeństwa w europejskich miastach. Urzędnicy coraz częściej decydują się na obniżenie prędkości do 30 km/h na terenie całej miejscowości, a nie jej wybranych fragmentach. Teraz najgłośniej jest o Amsterdamie. Skąd taka decyzja?

Zobacz wideo Złodzieje wpadli przez prędkość. Skradziony SUV miał trafić na Litwę

Ograniczenie prędkości do 30 km/h w Amsterdamie

Jadąc trochę wolniej, pomagasz każdemu w naszym mieście poruszać się bezpiecznie. Jako kierowca masz szersze pole widzenia i możesz szybciej reagować w nieoczekiwanych sytuacjach

- komentują władze Amsterdamu. To właśnie bezpieczeństwo jest wskazywane jako główny powód obniżania prędkości w mieście. Nowe przepisy zaczną obowiązywać jeszcze w tym roku. Od 8 grudnia kierowcy w stolicy Niderlandów będą musieli zwolnić.

Drogowcy montują na ulicach Amsterdamu aż pięć tysięcy znaków z nowym, niższym ograniczeniem prędkości. Na razie są na nich naklejki informujące o zbliżającej się wielkimi krokami zmianie przepisów. Kierowcy mają jeszcze czas na oswojenie się z nowym pomysłem. Od 8 grudnia ograniczenie prędkości do 30 km/h zacznie obowiązywać. Władze miasta mówią nie tylko o poprawie bezpieczeństwa, ale także ograniczeniu hałasu. Kierowcy są niekoniecznie zachwyceni nowymi przepisami...

Ograniczenie prędkości do 30 km/h - po co?

Im niższa prędkość, tym mniej ofiar śmiertelnych wypadków drogowych oraz niższy poziom hałasu. To dwa główne argumenty, które podnoszą władze miast, które decydują się na taki krok. Mają na to konkretne dane. Członkowie europejskiego stowarzyszenia ETSC (European Transport Safety Council – europejska rada bezpieczeństwa transportu) chętnie powołują się na szwajcarskie badania wypadków drogowych. Okazało się, że dzięki ustanowieniu w Szwajcarii niemal 600 stref ograniczenia prędkości do 30 km/h, odnotowano wyraźny spadek poważnych zdarzeń. Liczba poważnych wypadków drogowych spadła średnio o 38 proc. (zależnie od miejsca spadki sięgały od 11 do 66 proc.).

Przeciwko tak restrykcyjnym przepisom protestują jednak kierowcy. Dzisiaj piszemy o Amsterdamie, ale najgłośniej jest zdecydowanie w Walii, gdzie rządzący wprowadzili ograniczenie prędkości do 20 mil na godzinę w terenie zabudowanym (to około naszych 30 km/h) na terenie całego kraju. Petycja kierowców, którzy chcieliby powrotu poprzedniego ograniczenia bije rekordy, a dyskusja o sensie nowych przepisów rozpala opinię publiczną.

Czy ograniczanie prędkości do 30 km/h ma sens?

Naszym zdaniem trzeba w tej sprawie zachować umiar, a władze miast często działają zbyt pochopnie. Polski system wydaje się... najlepszy. Stawianie w odpowiednich miejscach kwadratowych znaków z niższym ograniczeniem (kwadratowego ograniczenia prędkości nie odwołują skrzyżowania, działa więc na większym obszarze) to świetny sposób na poprawę bezpieczeństwa w miejscach, gdzie może dojść do wypadków i groźnych sytuacji. Ograniczanie prędkości na terenie całego miasta często wydaje się przesadą, ponieważ są w nich także szerokie arterie z sygnalizacją świetlną i bezpiecznymi przejściami dla pieszych, gdzie nie ma potrzeby aż takiego zwalniania kierowców.

Najlepiej jakby drogowcy punktowo obniżali prędkość tam, gdzie to potrzebne, a kierowcy wiedzieli, że za przekraczanie prędkości w tych miejscach czeka ich kara.

Więcej o: