BMW M850i nigdy nie było najczęściej kupowanym modelem bawarskiej marki. Za sprawą tragicznego wypadku na A1 w ciągu kilku dni stało się jednak modelem najsłynniejszym w Polsce. Choć o sławie w tym przypadku ciężko mówić. Na temat auta wypływają kolejne informacje. Co warto o nim wiedzieć?
BMW M850i to tak naprawdę "baby M" w gamie serii 8. Model nie jest tak mocny jak M-ósemka. Mimo wszystko dane techniczne i tak ma imponujące. Sedan-coupe czerpie napęd z 4,4-litrowego silnika V8. Ten korzysta z układu podwójnego doładowania i jest w stanie zaoferować aż 530 koni mechanicznych. I choć wartość ta jest dostępna dopiero przy 5500 obr./min., dużo niżej – bo przy 1800 obr./min. – ujawnia się maksymalny moment obrotowy. Ten sięga już 750 Nm. M850i korzysta z napędu na cztery koła. Z tym współpracuje 8-biegowy automat ze sprzęgłem hydrokinetycznym.
Standardowe bmw M850i przyspiesza ze startu zatrzymanego do 100 km/h w 3,9 sekundy. Prędkość maksymalna pojazdu jest elektronicznie ograniczona do 250 km/h. Bazowo auto kosztuje 618 500 zł. Ten konkretny egzemplarz mógł być jednak zdecydowanie droższy. Lista opcji dostępnych w salonie bmw jest przepastna, a ich ceny często abstrakcyjne. Sama specjalna tapicerka foteli może kosztować 20 tys. zł.
Czemu napisałem, że standardowe bmw oferuje powyższe osiągi? Bo to, które miało wypadek na A1 i było prowadzone przez łodzianina, standardowe nie było. Auto przeszło modyfikację. I nie tylko...
Według Onetu Sebastian M. odebrał nowe bmw M850i w salonie we wrześniu 2020 r. Już w listopadzie tego samego roku pojazd pojawił się jednak w warsztacie tuningującym. Firma Mobile Coders chwaliła się wtedy modyfikacją auta. Na czym ona polegała? Moc 4,4-litrowej V-ósemki została podniesiona z 530 do 650 koni mechanicznych. Moment obrotowy jednostki wzrósł z 750 do 850 Nm. Tuner wykonał jeszcze jeden zabieg. Zdjął w aucie elektroniczny ogranicznik prędkości. Efekt? Jak informuje Łukasz Zboralski z portalu brd.24.pl, w sieci pojawiło się nagranie, na którym ktoś jechał 326 km/h na drodze pod Warszawą. Tak, żeby pochwalić się efektem tuningu.
Czy w związku z modyfikacją można piętnować warsztat tuningujący bmw należące do sprawcy wypadku na A1? Nie dajmy się zwariować. To, że w markecie można kupić nóż, jeszcze nie oznacza, że jego obsługa jest winna morderstwa, które nim popełniono. Samochód został zmodyfikowany, ale w zgodzie z życzeniem właściciela. To kierowca pojazdu, a właściwie to jego rozsądek, odpowiada później za korzystanie z możliwości auta...
Czy modyfikacja była legalna? Prokuratura to pewnie oceni. Nawet jeśli nie była, kierowcy nie grożą duże konsekwencje. Może najwyżej stracić i tak już odebrany dowód rejestracyjny.
Na koniec pozostał jeszcze jeden ciekawy fakt. Dziennikarze Onetu sprawdzili historię bmw Sebastiana M. w bazie gov.pl. 29 września 2020 r. samochód został zarejestrowany. Niestety długo nie pojeździł po drogach. 27 listopada 2020 r. auto zostało zatrzymane do kontroli drogowej. Ta być może była związana z kolizją drogową. Już niecały miesiąc później, a więc 18 grudnia 2020 r., w historii pojazdu pojawił się wpis mówiący o tym, że przeprowadzone zostało "dodatkowe badanie techniczne po uczestniczeniu w wypadku". Zwróćcie w tym przypadku uwagę na jeszcze jeden fakt. Do kolizji doszło zaraz po tym, jak BMW zostało stuningowane. Poważne zdarzenie drogowe odnotowano dość szybko po opuszczeniu warsztatu podnoszącego jego moc.