Game over. Kurek z pieniędzmi zakręcony w Volvo. Szwedzi nie wydadzą już ani jednej korony na badania i rozwój silników spalinowych. Zdążyli już nawet pozbyć się wydzielonej spółki Aurobay odpowiedzialnej za tradycyjne napędy benzynowe i diesla. Pora na kolejny krok, czyli stopniowe wygaszenie produkcji samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Volvo z dieslem pod maską będą wytwarzane jeszcze tylko przez kilka miesięcy.
Już na początku 2024 r. Volvo zakończy erę diesla w gamie swoich aut. Szwedzi traktują to jako kamień milowy. Za to importerzy i dealerzy marki uznali to za ostatnią okazję, do odnotowania świetnych wyników sprzedaży. Nie dziwi zatem, że gromadzą zapasy, by mieć czym handlować w przyszłym roku. Zapewne mało kto łudzi się, że po wycofaniu popularnych modeli z dieslem sprzedaż utrzyma się na podobnym poziomie co wcześniej.
W oficjalnym komunikacie Volvo nie zabrakło wzmianki o sprzedaży samochodów z dieslem. Jeszcze w 2019 r. większość sprzedaży stanowiły wersje wysokoprężne. Szwedzi przekonują, że "tendencja uległa odwróceniu w dużej mierze", gdyż obecnie większość udziałów mają odmiany zelektryfikowane (hybrydy PHEV) oraz w pełni elektryczne.
Co na to klienci? Wystarczy przejrzeć komentarze pod postem na oficjalnym profilu firmy.
Jim Rowan, dyrektor naczelny Volvo Cars wierzy, że w erze elektromobilności Volvo znakomicie sobie poradzi: "Elektryczne układy napędowe to nasza przyszłość i przewyższają silniki spalinowe: generują mniej hałasu, mniej wibracji, mniejsze koszty serwisowania dla naszych klientów i zerową emisję z rury wydechowej. Jesteśmy w pełni skupieni na tworzeniu szerokiego portfolio w pełni elektrycznych samochodów klasy premium, które spełniają wszystkie oczekiwania naszych klientów i stanowią kluczowy element naszej reakcji na zmiany klimatyczne".
Pozostaje zatem czekać na kolejne statystyki sprzedaży w 2024 r. Wówczas okaże się, czy optymizm prezesa Volvo nie był na wyrost.