Najwyższa kara w historii Szwecji. Polska firma spedycyjna zapłaciła 155 tys. zł za brak plomby

Polak znów pobił motoryzacyjny rekord, ale nie ma czym się chwalić. Kierowca ciężarówki z Polski zasłużył na najwyższą karę w czasie kontroli drogowej w historii Szwecji. Chodzi o kwotę 400 tys. koron, czyli około 155 tys. zł.

Czym polski kierowca zasłużył na tak wysoką karę? Czujnik przy przekładni, dostarczający dane do tachografu, nie miał obowiązkowej plomby zabezpieczającej. W związku z tym padło na niego podejrzenie o manipulowanie wskazaniami urządzenia, które zapisuje czas, prędkość jazdy ciężarówką oraz ewentualnie inne parametry. W dodatku szwedzcy inspektorzy uznali, że kierowca jeździł po ich kraju przez co najmniej 20 dni. Po pomnożeniu dziennej kary w wysokości 20 tys. koron wyszła im właśnie kwota 400 tys. euro.

Zobacz wideo

Więcej  wiadomości o transporcie drogowym znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Dlaczego kara dla polskiej firmy była tak wysoka? Szwedzi pomnożyli ją przez 20 dni

O sprawie zawiadomił szwedzki portal transportowy tidningenproffs.se, a w Polsce napisała o niej branżowa strona 40ton.net. Zestaw ciężarowy składający się z polskiego ciągnika siodłowego i duńskiej naczepy został zatrzymany przez szwedzkich inspektorów transportu drogowego. Początkowo chcieli go zwolnić po kontroli drogowej, ale potem zmienili zdanie i zestaw został zaprowadzony do punktu kontrolnego w Vasteras, a tam zabezpieczony blokadą. Na początku inspekcja nie miała żadnych zastrzeżeń do wskazań tachografu, ani dostarczonej dokumentacji, ale później odkryła brak plomby.

Aby kierowca mógł ruszyć zestawem ciężarowym w dalszą drogę, firma transportowa musiała uiścić całą kwotę oraz wymienić tachograf na sprawny. Przewoźnik najpierw chciał uniknąć płacenia całej kary od razu, ale gdy został ponaglony przez duńską firmę spedycyjną, której naczepę holował polski ciągnik siodłowy, poddał się i w końcu to zrobił. Łączna koszt osiągnął niemal 160 tys. zł, bo do mandatu trzeba było jeszcze dodać cenę zalegalizowania tachografu w lokalnym serwisie: 6 tys. koron (2,3 tys. zł). Kierowca polskiego ciągnika i firma, która go zatrudniła, nie zaliczą tego dnia do udanych.

Szwedzcy inspektorzy właśnie wrócili z warsztatów, na których poznali nowe metody pracy

Najlepsze jest to, że inspektorzy w trakcie całej kontroli nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości we wskazaniach tachografu. Do nałożenia rekordowo wysokiej kary na przewoźnika wystarczył im fakt, że urządzenie nie było zgodnie z prawem zabezpieczone przed możliwością manipulacji. Ciekawe jest również tło tego wydarzenia.

Portal 40ton.net informuje, że kontrola polskiego ciągnika siodłowego była częścią dużej trzydniowej akcji kontrolnej, zorganizowanej przez szwedzkich inspektorów po to, aby przetestować nowe metody sprawdzania tachografów. Poznali je kilka dni wcześniej na przeprowadzonych niedawno międzynarodowych warsztatach, w których uczestniczyły służby drogowe z wielu krajów. Najwyraźniej są bardzo skuteczne. "To najwyższa kwota sankcji, jaką do tej pory nałożono w Szwecji w związku z kontrolą drogową" - powiedział portalowi tidningenproffs.se inspektor przeprowadzający kontrolę Roger Ogemar.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.