Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Niedziela 3 września z pewnością pozostanie w pamięci Carlosa Sainza na bardzo długo. Reprezentant Ferrari zaliczył udany wyścig na włoskiej Monzy, meldując się na mecie jako trzeci. Szybsi okazali się jedynie niepowstrzymany Max Verstappen i Sergio Perez — obydwaj kierowcy Red Bulla. To jednak nie był koniec jego ścigania we Włoszech.
Po powrocie z toru do Mediolanu 29-latek opuścił hotel Armani późnym popołudniem, w którym mieszkał podczas całego weekendu wyścigowego. Na jego drodze stanęło nagle dwóch mężczyzn. Okazało się że wcale nie zależało im na wspólnym zdjęciu. Doszło do szamotaniny, w wyniku której zdjęto Sainzowi z nadgarstka luksusowy zegarek marki Richard Mille. Szacunkowa wartość przedmiotu robi wrażenie — to około pół miliona euro.
Hiszpan nie dał za wygraną i w asyście swojego ochroniarza ruszył w pościg za złodziejami. Wsparcia udzieliło mu także kilka postronnych osób, które znajdowały się w pobliżu. Współpraca odniosła piorunujący skutek. Dzięki wspólnym wysiłkom udało się zatrzymać część sprawców na jednej z mediolańskich ulic. Tych sprawnie przejęli funkcjonariusze lokalnej policji, oraz ujęli ostatniego mężczyznę z szajki. Trzech podejrzanych znalazło się w areszcie, a Carlos Sainz Jr. po złożeniu skargi wrócił do hotelu. Oby równie sprawnie wyglądała współpraca całego teamu z Maranello ze swoimi kierowcami...
Nie pierwszy raz zegarek kierowcy Ferrari padł łupem złodziei. W kwietniu 2022 r. swój czasomierz stracił kolega Sainza z zespołu, Charles Leclerc. Monakijczyka obrabowano w trakcie weekendu na torze Imola. Rabunku dokonano w podobnych okolicznościach, jak w przypadku Hiszpana. Jego przedmiot był wart jeszcze więcej, bo niecałe 2 mln euro. Po roku trafiono na ślad złoczyńców, oraz zegarków, jednak ich pochodzenie wciąż jest badane. Kierowcy stajni z Maranello to jednak mają pecha — jak nie nieudana strategia zespołu to "przygody" poza torem.