Petycja w sprawie wprowadzenia zakazu jazdy w słuchawkach została złożona w Sejmie w maju br. Temat wywołał spore kontrowersje, a teraz wraca, bo we wrześniu petycja ma być rozpatrzona przez odpowiednią komisję. W jej sprawie zaczynają się wypowiadać posłowie i specjaliści. Większość zgadza się, że korzystanie ze słuchawek ma wpływ na bezpieczeństwo ruchu drogowego, ale mimo to opiniuje pomysł negatywnie.
Więcej wiadomości na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Autor petycji proponuje, żeby zabronić "wszystkim kierującym wszelkimi pojazdami uczestniczącymi w ruchu drogowym używania wszelkich urządzeń emitujących dźwięk bezpośrednio do ich obu uszu". Zdanie specjalnie jest sformułowane w ten sposób, aby zakaz nie objął zestawów dousznych służących do rozmów bez odrywania rąk od kierownicy. Większość z nich jest mocowana na jednym uchu. Poza tym z zakazu zostałyby wyłączone urządzenia wspomagające słuch przeznaczone dla osób z niepełnosprawnością słuchową.
Proponowana grzywna za złamanie zakazu jazdy w słuchawkach objęłaby wszystkich kierowców - samochodów osobowych, ciężarowych i motocykli - a dodatkowo również rowerzystów i użytkowników elektrycznych hulajnóg. Z treści wynika natomiast, że zakazem nie byliby objęci piesi, np. biegacze, którzy zgodnie z prawem poruszają się poboczem jezdni.
Autor uzasadnia pomysł własnym doświadczeniem. Twierdzi, że wielokrotnie miał do czynienia z sytuacjami, kiedy słuchający muzyki przez słuchawki nie reagują na sygnały ostrzegawcze z otoczenia albo pochodzące od innego uczestnika ruchu, bo ich nie słyszą. To sprawia, że zagrażają bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Jego zdaniem wyeliminowanie słuchawek spowodowałoby wzrost tego bezpieczeństwa.
Twórca petycji proponuje grzywny, które będą uzależnione od kategorii uczestnika ruchu oraz stanowić procent minimalnego wynagrodzenia brutto. Najniższe kary (10-20 proc.) mieliby ponosić użytkownicy UTO (Urządzeń Transportu Osobistego). Kierowcy samochodów osobowych o dopuszczalnej prędkości 50 km/h i 100 km/h musieliby płacić mandaty w wysokości odpowiednio 30 i 40 proc. minimalnego wynagrodzenia, ciężarowych i autobusów 50 proc., a pozostałych pojazdów 60 proc. W praktyce oznaczałoby to mandaty w wysokości od 360 zł do 2160 zł, bo minimalne wynagrodzenie brutto w drugiej połowie 2023 r. wynosi 3600 zł brutto.
Zarówno posłowie jak i specjaliści od bezpieczeństwa ruchu drogowego są nastawieni do pomysłu sceptycznie. Większość zgadza się, że słuchanie głośnej muzyki w ten sposób obniża bezpieczeństwo, bo eliminuje jeden ze zmysłów, który ma nas ostrzegać przed zagrożeniem, ale niemal wszyscy uważają, że decyzję w tej sprawie należy pozostawić ludziom. Dodatkowym problemem byłoby skuteczne egzekwowanie tego przepisu, co jest równie ważne, bo nie ma sensu tworzyć martwego prawa. Zwłaszcza w przypadku motocyklistów, którzy mają zestawy słuchawkowe ukryte w kaskach, byłoby trudno udowodnić korzystanie. To samo dotyczy wszystkich kierowców, którzy używają niemal niewidocznych dousznych słuchawek. Poza tym taki sam zestaw może służyć do rozmowy przez telefon lub słuchania wskazówek nawigacji, co wciąż byłoby legalne.
Warto też zwrócić uwagę, że potencjalnie wiele czynników może obniżać poziom bezpieczeństwa jazdy, ale w przypadku większości z nich ustawodawca zdaje się na rozsądek uczestników. Wystarczy wymienić jazdę w stanie gorszej dyspozycji fizycznej i psychicznej (np. przeziębienie lub stres), rozmowę przez zestawy słuchawkowe albo głośnomówiące (badania dowodzą, że to utrudnia skupienie się na jeździe) oraz wiele innych czynników. Również używanie słuchawek przez pieszych w teorii wpływa negatywnie na ich bezpieczeństwo.
Poza tym, w ekstremalnych sytuacjach już teraz policja ma możliwość ukarania kierowcy mandatem za jazdę w słuchawkach, powołując się na przepis o konieczności zachowania szczególnej ostrożności w sytuacjach, które jej wymagają. Ustawa "Prawo o ruchu drogowym" wyróżnia kilkanaście takich przypadków. Z drugiej strony w niektórych krajach albo stanach USA (np. w Kalifornii) jazda w słuchawkach jest zabroniona, więc wprowadzenie takie prawo to nie tylko teoria, ale i praktyka.
Dodatkowo autor petycji wprowadza pewne zamieszanie w nomenklaturze pojazdów. Dzieli je inaczej niż obowiązujące przepisy na takie, które mają dopuszczalną prędkość 50 km/h i 100 km/h oraz definiuje kategorie pojazdów transportu osobistego napędzanych siłą mięśni lub inaczej. Prawdopodobnie chodzi o tzw. UTO (Urządzenia Transportu Osobistego), które z definicji mają elektryczny napęd. Poza tym nie należą do nich rowery, ani elektryczne hulajnogi, które zasłużyły na osobne definicje. Użytkownicy pozostałych urządzeń napędzanych siłą mięśni, są kwalifikowani jako piesi.
Definicję oraz szczegóły przepisów można by doprecyzować. Zupełnie inną kwestią jest to, czy takie prawo ma sens. Osobiście dziwię się, że kierowcy albo rowerzyści chcą jeździć w słuchawkach, eliminując w ten sposób jeden z najważniejszych zmysłów, ale uważam, że sami powinni o tym decydować samodzielnie, tak samo, jak o jeździe rowerem w kasku. Od karania znacznie lepsza byłaby edukacja uczestników ruchu na te tematy. Zobaczymy, jak nowy pomysł zostanie zaopiniowany przez podkomisję sejmową ds. petycji i czy w ogóle trafi pod obrady Sejmu. Nawet jeśli to się stanie, prawdopodobnie nastąpi w czasie jego kolejnej kadencji, bo teraz posłowie mają znacznie ważniejsze sprawy na głowie.