Przepisy ruchu drogowego codziennie wyjaśniamy na stronie głównej gazeta.pl. Polscy kierowcy kochają samochodowe kamerki, a filmy z wideorejestratorów podbijają serwis YouTube. Uwielbiamy nagrywać, co się dzieje na drodze i równie mocno lubimy potem oglądać "wyczyny" innych kierowców. Wideorejestrator w samochodzie ma jednak także bardzo praktyczne zastosowanie. Często to dowód na naszą niewinność w jakimś zdarzeniu drogowym. Co ciekawe, do ich używania zachęca czasem nawet polska policja. Są więc legalne, ale... No właśnie, trzeba o kilku rzeczach pamiętać.
Jak najbardziej tak. Jest to legalne i nikt nie będzie was za wideorejestrator karał ani ścigał. Tak naprawdę policjant może was ukarać tylko, jeśli umieścicie ją w wyjątkowo głupim miejscu. W Polsce nie można np. przyczepić wideorejestratora na szybie tak, że zasłania kierowcy drogę. W ten sposób kamerka stwarzałaby zagrożenie i niebezpieczeństwo. To oczywiste i raczej nie podejrzewamy, by ktokolwiek z naszych czytelników sam sobie utrudniał jazdę, montując kamerę na linii wzroku.
Nie jest to jednak pytanie bezzasadne. W Europie jest sporo krajów, w których korzystanie z wideorejestratorów jest bardzo utrudnione, a kierowca naraża się na kary. To także popularne w wakacje kierunki: Austria, Francja, Luksemburg, Norwegia, Słowacja i Szwajcaria. Dlatego przed ewentualnym wyjazdem sprawdźcie, jakie przepisy obowiązują w danym kraju. Warto to zrobić zawsze. Niezależnie, gdzie jedziecie.
Tak, można. Jedynym wyjątkiem jest nagrywanie fotografowanie oraz nagrywanie niektórych obiektów państwowych o znaczeniu istotnym dla bezpieczeństwa, zarówno z zewnątrz, jak i gdy znajdujemy się na ich terenie. To jednak także dość wydumany problem. Jeździmy raczej po publicznych drogach, a nie zamkniętych dla świata obiektach.
Jazdę można nagrywać, a nagrania przechowywać. Można je też później wykorzystać, np. wysyłając jakieś wykroczenie innego kierowcy na policyjną skrzynkę mejlową "stop agresji drogowej". Policja sama do tego zachęca. To też skuteczna broń na naciągaczy i metodę "na stłuczkę". Z nagraniem wybronicie się, kiedy ktoś sprowokuje stłuczkę albo rzuci się wam przed maskę na parkingu pod centrum handlowym. Nagranie z wideorejestratora wtedy będzie stanowiło dowód waszej niewinności. Dlatego popularność kamerek wciąż rośnie. Problem z nagraniami pojawia się dopiero, kiedy decydujecie się je upublicznić. Wtedy zaczynają się schody.
Zanim opublikujecie takie nagranie w sieci, to musicie się upewnić, że usunęliście z niego wszystkie elementy pozwalające zidentyfikować sprawcę wykroczenia. Dlatego bardzo często filmiki, które rozchodzą się po sieci viralowo są w strategicznych miejscach rozpikselizowane. Co ważne, samo zamazanie twarzy może się okazać niewystarczające. Jeśli nagraliście bardzo charakterystyczny samochód, to także możecie mieć kłopoty. Może to być nazwa firmy albo jakieś "tuningowe" naklejki. A jak jest z tablicami rejestracyjnymi? To zawsze sprawa sporna, o której wszyscy debatują i się kłócą. Naszym zdaniem nie można ich traktować jako danych osobowych. Jednak dla naszych czytelników mamy radę. Nie chcecie się potem z nikim szarpać? Dla świętego spokoju możecie je zamazać.
Inna sprawa. Kierowcy często wpadają w pułapkę chęci nagrania wykroczenia za wszelką cenę. Nagrywanie wykroczenia, nawet w celu zdobycia materiału dowodowego dla policji, nie uprawnia do łamania przepisów. Jeśli z nagrania wynika, że nagrywający popełnił wykroczenie, zostanie ukarany jako pierwszy. Kamerki samochodowe to broń obosieczna.
Tak. Można to robić i wideorejestratorem, i telefonem. Jednak i tutaj są obostrzenia. Pod żadnym pozorem nie wolno nie można utrudniać funkcjonariuszom wykonywania czynności służbowych. W takich przypadkach najlepiej poinformować policjantów, że są nagrywani i wykonywać ich polecenia. Zarzut utrudniania wykonywania czynności służbowych jest poważny - lepiej nie dawać patrolowi pretekstu do jego sformułowania. Nie powinno się też rozpowszechniać takich nagrań. Szeregowy policjant drogówki nie jest osobą publiczną.