Na platformie Amazon Prime Video można już oglądać "polski" odcinek "The Grand Tour". Jeremy Clarkson, Richard Hammond i James May przyjechali do Europy Wschodniej, a najwięcej czasu poświęcili właśnie Polsce. Panowie byli m.in. w Gdańsku, pośmiali się z Jezusa w Świebodzinie i pościgali się na Torze Poznań. Sporo jeździli też po polskich drogach szybkiego ruchu, gdzie James May zaprezentował coś bardzo niebezpiecznego. Jak możecie podejrzewać, wcale nie mamy na myśli nadmiernej prędkości albo szalonej jazdy. Więcej drogowych ciekawostek znajdziesz na stronie głównej gazeta.pl.
Nadmierna prędkość zabija" - takim hasłem promowanych jest większość akcji, uderzających w piratów drogowych. Często jednak zapominamy, że zbyt wolna jazda również powoduje zagrożenie i niebezpieczeństwo na drodze. Wielu kierowców w trosce o swoje bezpieczeństwo decyduje się jechać sporo poniżej ograniczeń prędkości. To częsta sytuacja na większych miejskich arteriach, gdzie przepisy dopuszczają jazdę z prędkością 70 km/h, a większość kierowców i tak jedzie zwyczajowe 50 km/h. Taka jazda przyczynia się do korków, zatorów i irytacji uczestników ruchu.
Jednak znacznie niebezpieczniej robi się, kiedy różnica prędkości jest większa. Wtedy kierowca jadący z dopuszczalną prędkością zmuszony jest do gwałtownego hamowania, a to - zwłaszcza w przypadku gorszych warunków na drodze - może zakończyć się tragedią. Na drogach szybkiego ruchu w Polsce kierowcy mogą jeździć 120 km/h (drogi ekspresowe) lub 140 km/h (autostrady). Dlatego zbyt wolna jazda jest w Polsce karalna. I to nie żart. Samochód jadący dużo poniżej limitu może wywołać ogromne zamieszenie na eSce albo autostradzie. Wyobraźcie sobie sytuację, że jedziecie przepisowe 140 km/h, a nagle na waszym pasie pojawia się ktoś, kto jedzie np. 50 km/h. Musicie nagle wyhamować albo zjechać na lewy pas. Jak niebezpieczna może być taka sytuacja, pokazał właśnie nowy odcinek "The Grand Tour".
James May na wyprawę pod tytułem "Eurowypadek" wybrał stare, amerykańskie małe autko. Na samym początku programu Brytyjczycy w żartach oszacowali, że pod maską zostało mu maksymalnie 14 KM. Dla scenariusza odcinka i żartów z męczącego się za kierownicą Jamesa Maya to dobra wiadomość. Ale jazda po drodze szybkiego ruchu? May wlókł się, a kamery pokazały kilka niebezpiecznych sytuacji, kiedy musiały go wyprzedzać nawet tiry. Oczywiście wiemy, że to motoryzacyjne show i mamy nadzieję, że ekipa filmowa zadbała o bezpieczeństwo na drodze, ale warto zwrócić uwagę, że takim autem James May powinien trzymać się raczej dróg krajowych.
Nie ma konkretnego przepisu, jak szybko można jechać po ekspresówkach i autostradach. Polskie prawo dopuszcza, by na autostrady wjeżdżały pojazdy, "które mogą rozwinąć prędkość co najmniej 40 km/h, w tym również w razie ciągnięcia przyczep". Wynikałoby z tego, że to właśnie 40 km/h jest w Polsce dolnym limitem prędkości na autostradzie, ale to nieprawda. Gdyby tak było, to mielibyśmy na autostradach jeszcze więcej groźnych wypadków. Każdy kierowca wie, jak dużym niebezpieczeństwem jest nagłe zjechanie na nasz pas TIR-a lub ciężarówki, poruszających się z prędkością 90-100 km/h, kiedy my jedziemy przepisowo 140 km/h. Jeśli patrol grupy Speed natknąłby się na takiego Jamesa Maya (albo Jakuba Maja), jadącego długo drogą szybkiego ruchu, bez obstawy ekipy filmowej, to wcale byśmy się nie zdziwili, jeśli zdecydowaliby się go zatrzymać. Możliwe, że policjanci poprosiliby go o zjechanie najbliższym zjazdem albo nawet dali mandat.
W ustawie Prawo o ruchu drogowym zapisano, że "kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością nieutrudniająca jazdy innym kierowcom" (art.19 ust.2 pkt 1). Oznacza to, że policja może nas ukarać za zbyt wolną, niebezpieczną dla innych kierowców jazdę. Nowy taryfikator mandatów za zbyt wolną jazdę przewiduje mandat nie mniejszy niż 500 złotych i dwa punkty karne.