Ciekawostki militarne znajdziesz również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Obchody Dnia Zwycięstwa w Moskwie zazwyczaj były organizowane na bogato. W defiladzie potrafiło wziąć udział nawet 200 pojazdów. Rosjanie chętnie chwalili się nowościami, w tym chociażby takimi jak "ultranowoczesny" czołg Armata. W tym roku było inaczej. W przejeździe udział wzięło dokładnie 51 pojazdów. O napędzie gąsienicowym był tylko jeden. I mowa o czołgu T-34 świetnie znanym jeszcze z czasów II Wojny Światowej czy kochanego przez miliony Polaków serialu.
Parada trwała 47 minut, przy czym przez 37 minut maszerowali żołnierze. Tylko 10 minut zajął przejazd pojazdów wojskowych. A i ten byłby krótszy, gdyby nie decyzja Ramzana Kadyrowa. Przywódca czeczeński udostępnił bowiem Rosjanom aż 10 MRAP-ów Remdiesel Z-STS Akhmat. To pojazdy opancerzone o zwiększonej odporności na miny i ataki z zasadzki. Podsumowanie? Na Placu Czerwonym zapachniało biedą i to bardzo wyraźnie. A powód takiej sytuacji jest jeden. Rosjanie nie radzą sobie podczas inwazji na Ukrainę. Stracili ogromną ilość pojazdów wojskowych. Rzucają zatem na front wszystko, co stoi w ich magazynach. Na potrzeby parady sił zbrojnych już zatem nie starczyło...
Obecność jednego czołgu na defiladzie w Moskwie, a do tego wybór modelu T-34, wzbudziła uśmiech politowania u światowych obserwatorów. Temu ciężko się jednak dziwić. Zwłaszcza że T-34 konstrukcyjnie pamięta jeszcze drugą połowę lat 30. XX wieku. On nie jest zatem wojskowo przestarzały. Taki czołg powinien trafić do muzeum, a wyjeżdżać na drogi wyłącznie w charakterze zabytku. Nie ma absolutnie żadnych szans w starciu z nowoczesnymi konstrukcjami ze Stanów czy Niemiec. "Chwalenie się" takim pojazdem podczas obchodów Dnia Zwycięstwa brzmi zatem trochę jak żart.
Tak, T-34 był w stu procentach radziecki. Mimo wszystko Polacy mają do niego ogromny sentyment. Pojazd przyjął bowiem imię Rudy 102 i stał się jednym z głównych bohaterów kultowego serialu "Czterej pancerni i pies". Ten był nadawany w polskiej telewizji od 9 maja 1966 roku. Do tej pory bez trudu da się znaleźć powtórki tej serii. Występ T-34 na paradzie w Moskwie jest zatem taką tysięczną powtórką pancernych. Ogląda się ją z ciekawością, ale połączoną raczej z delikatnie szyderczym uśmiechem.
Pierwsze prototypy czołgu T-34 były wyprodukowane przed rokiem 1940. W roku 1940 rozpoczęła się produkcja tego pojazdu. Rosjanie wyrobili się w sam raz na II Wojnę Światową. Dlatego T-34 był szeroko wykorzystywany podczas odpierania ataku nazistowskiego wojska. I w tamtym czasie możliwości T-34 mogły brzmieć nieźle. Czołg miał 6,68 m długości i 3 m szerokości. Otrzymał też pancerz z płyt walcowanych o grubości do 52 mm oraz był napędzany widlastym silnikiem diesla o mocy 500 koni mechanicznych. Dzięki jednostce mógł się rozpędzić nawet do 53 km/h.
T-34 otrzymał spore możliwości bojowe za sprawą zastosowania działa kaliber 76,2 mm oraz dwóch karabinów maszynowych kaliber 7,62 mm. Na polu walki radził sobie nieźle, ale pamiętajmy że nadal mówimy o latach 40. XX wieku.
Produkcja czołgu T-34 została zakończona w roku 1957, czyli 66 lat temu. I choć w sumie powstały ponad 84 tys. pojazdów oraz były one eksploatowane w Rosji oraz 39. innych krajach, nadal mówimy o konstrukcji, która jest wybitnie przestarzała. "Chwalenie się" nią podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie stanowi zatem najlepszy dowód stanu rosyjskiej armii. Ten musi być opłakany.