Obecnie w posiadaniu administracji rządowej są jakieś 4 tys. pojazdów. Oczywiście nie zawsze na flotę ministerstw składa się luksusowe BMW serii 5, serii 3 czy Audi A6. Czasami to mniej luksusowe Passaty, Superby, Astry, Hyundaie i30 czy nawet Fordy Transity i Mercedesy Sprintery. Do czego służą te auta? Mają ułatwiać urzędnikom wykonywanie obowiązków służbowych. Służbowych warto mocno podkreślić.
Słowo służbowy jest kluczowe Czy jednak oznacza, że auta należące do administracji rządowej nigdy nie są wykorzystywane przez pracowników prywatnie? Takie przypadki zdarzają się. To jednak właściwie normalne. Mówiąc językiem prostym, sytuacje życiowe są różne. Urzędnikowi mogło zepsuć się auto prywatne, a miał wcześniej zaplanowany wyjazd. Poprosił zatem przełożonego o pomoc i ją uzyskał. Bądźmy ludźmi, to normalne. Mniej normalne jest jednak to, że wokoło takich sytuacji ministerstwa robią wielką tajemnicę. I sprawę opisuje Rzeczpospolita. Co ustaliła? A chociażby to że:
Tworzenie aury tajemniczości w kontekście samochodów należących do ministerstw jest niezrozumiałe z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że te auta tak naprawdę nie należą do ministrów, a do nas. To my jesteśmy szefem ministra i właścicielem tych pojazdów. Mamy zatem prawo poznać takie informacje. Konkretnie je poznać, a nie przy mocnym zaciemnieniu za sprawą języka urzędników. Po drugie ukrywanie danych tworzy wrażenie, że wokoło tej sprawy mogą funkcjonować kolejne nadużycia. Kolejne po dystrybuowaniu środków z państwowych grantów i wydatków państwowych organizacji. A więc nawet jeżeli urzędnicy działają w ramach prawa, w świetle szczątkowych informacji domysły mogą być inne.
13 złotych plus koszty paliwa za wynajem ministerialnego samochodu bulwersuje? Powinniście zatem wiedzieć, że w spółkach skarbu państwa managerowie wysokiego szczebla mogą liczyć na jeszcze lepsze traktowanie. Jak się dowiedziałem mocno prywatnie, za kwotę 1000 zł odciętą od pensji, dostają pojazd służbowy do prywatnego użytku na zasadzie no-limit. Nie interesuje ich paliwo, ubezpieczenie, serwisowanie, wymiana opon czy nawet myjnia. Tak, w prywatnych firmach praktyka jest podobna. Tyle że to są firmy prywatne. Ich właściciel bierze te koszty na swoje barki. W państwowych wydatki managerów na swoje barki bierzemy my. Spora różnica, prawda?