Seicento po sześciu latach od wypadku z Szydło wraca do kierowcy. Wiemy, co z nim zrobi!

27 lutego zakończył się proces Sebastiana Kościelnika, który sześć lat temu uczestniczył w wypadku z rządową kolumną przewożącą ówczesną premier Beatę Szydło. Prowadzony przez niego fiat seicento został wtedy zabezpieczony jako dowód rzeczowy. Mężczyzna otrzymał właśnie wezwanie do odbioru pojazdu, który przez wszystkie te lata stał pod chmurką i niszczał. Zapytaliśmy Kościelnika, co zamierza teraz zrobić z najbardziej znanym w Polsce seicento.

Dla przypomnienia, do wypadku doszło w lutym 2017 r. w Oświęcimiu. Rządowa kolumna złożona z trzech samochodów, w tym jadącego w środku opancerzonego audi A8 przewożącego premier Beatę Szydło, wymijały fiata seicento prowadzonego przez Kościelnika. Mężczyzna, widząc sygnały uprzywilejowania, zatrzymał się, by przepuścić pierwszy pojazd. Po ustąpieniu pierwszeństwa zaczął skręcać w lewo, po czym zderzył się z audi z premier Szydło na pokładzie. Opancerzony pojazd zboczył z kursu i finalnie wjechał w drzewo. W wyniku zderzenia pani premier oraz jeden z funkcjonariuszy BOR-u (obecnie Służba Ochrony Państwa) odnieśli obrażenia.

Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie Gazeta.pl.

W poniedziałek 27 lutego Sąd Okręgowy w Krakowie wydał prawomocny wyrok, który częściowo utrzymał wyrok pierwszej instancji. Sebastian Kościelnik został uznany za winnego wypadku, jednak sąd nie wymierzył mu kary. Co więcej, mężczyzna otrzymał od sądu pismo, które nakazuje mu odbiór rozbitego fiata, który sześć lat temu został zabezpieczony jako dowód rzeczowy.

Zapytaliśmy, co Kościelnik zamierza teraz zrobić ze swoją własnością.

Najbardziej sławne Seicento w Polsce trafi na...

W wypowiedzi udzielonej Moto.pl Sebastian Kościelnik przekazał parę szczegółów dotyczących przyszłości pojazdu. - Odbiór przewidziany jest na tę sobotę. Wtedy też będzie możliwa ocena jego stanu, a że od sześciu lat stał on "pod chmurką", trudno oczekiwać cudów - komentuje.

Kościelnik zdradził nam także, że w przyszłym roku planuje przekazać swoje auto na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - Zastanawiam się jeszcze, czy auto przekazać w takim stanie, jakim zastanę przy odbiorze, czy jednak oddać je do remontu - mówi.

Na pytanie o obowiązkowe opłaty związane z ubezpieczeniem OC, przyznał, że pomimo zatrzymania pojazdu jako dowód rzeczowy w sprawie, nie został zwolniony z obowiązku i przez sześć lat musiał wpłacać odpowiednią sumę. - Na szczęście nie była to szczególnie duża kwota, ok. 400 zł - precyzuje mężczyzna.

Zobacz wideo

Czas bezlitosny dla samochodów

Trzeba zdać sobie sprawę, że po sześciu latach stania na świeżym powietrzu seicento musi być teraz w opłakanym stanie technicznym. Po takim czasie wszelkie elementy gumowe są już sparciałe (elementy zawieszenia, pasek klinowy, uszczelki, opony itd.). Korozja zapewne pokryła pewnie większość metalowych elementów - prawdopodobnie zawitała również do baku, przewodów hamulcowych (płyn hamulcowy jest higroskopijny), a nawet do wnętrza silnika. Także wszelkie płyny eksploatacyjne uległy degradacji.

Ze względu na niską wartość samego modelu, seicento w takim stanie nadaje się wyłącznie na złom. Ratuje je jednak fakt, że brało ono udział w tak głośnej sprawie. W innym przypadku jego los wydawałby się przypieczętowany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.