Maria Kurowska jest posłanką na Sejm RP z partii Solidarna Polska startującej w wyborach z list PiS. Wcześniej ukończyła technikum chemiczne, potem była nauczycielką, wicemarszałkinią woj. podkarpackiego, burmistrzynią Jasła i w sejmie reprezentuje właśnie ten region Polski.
Nie wiadomo z jakiego powodu, ale pani Kurowska postanowiła się wypowiedzieć na temat elektryfikacji transportu. Być może powodował nią wewnętrzny przymus. Niewykluczone też, że zadziałała magia zbliżających się wyborów. Więcej informacji na temat elektryfikacji transportu znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Niezależnie od motywacji każdy, kto interesuje się tym tematem, dojdzie do wniosku, że zabrała udział w dyskusji, w której wszyscy zainteresowani już doszli do definitywnych wniosków. Temat ekologii elektryków jest wałkowany od kilku lat i wiadomo, że w pewnych warunkach jest dyskusyjna, ale tak naprawdę nie mamy wyboru.
Poza tym nie wiadomo, czy z powodu niezręcznego skrótu myślowego, czy z braku wiedzy, Maria Kurowska zaliczyła do metali ziem rzadkich pierwiastki, które nimi nie są (lit, mangan, nikiel i miedź), a na dobitkę wymieniła stal, która w ogóle nie jest pierwiastkiem, tylko stopem żelaza z węglem i innymi pierwiastkami.
Wie to każdy, kto skończył szkołę podstawową albo ma dostęp do Wikipedii, dlatego wypowiedź posłanki natychmiast nabrała rozgłosu, ale nie takiego, o jaki jej chodziło. Szybko skrytykował ją inny poseł Maciej Lasek, który oprócz tego jest inżynierem i doktorem nauk technicznych. Odezwał się też przedstawiciel branżowego portalu elektrowoz.pl. Wszyscy piszą to samo: że posłanka plecie androny.
Metale ziem rzadkich to popularna nazwa 17 pierwiastków z grupy skandowców i lantanowców, m.in. skand, itr, lantan i neodym). Ten ostatni jest używany w niektórych silnikach elektrycznych do produkcji magnesów stałych, ale nie w bateriach, czyli mówiąc fachowo ogniwach galwanicznych. Dla formalności warto dodać, że w elektrykach są akumulatory, bo baterii nie można ponownie naładować, ale to kolokwializm, który stosują niemal wszyscy.
Gorzej, że opinia na temat szkodliwości samochodów elektrycznych dla naturalnego środowiska też jest krzywdzącym uproszczeniem problemu. Powstało mnóstwo badań i estymacji wpływu elektryków na środowisko. Większość autorów doszła do podobnych wniosków. Oto podsumowanie:
Produkcja samochodu na prąd pozostawia znacznie wyższy ślad węglowy, niż spalinowego, ale w czasie jego eksploatacji emisja gazów cieplarnianych jest znacznie niższa od klasycznego odpowiednika. Jak bardzo? To zależy przede wszystkim od przebiegu i źródła prądu, ale prędzej czy później samochód elektryczny staje się bardziej ekologiczny, niż spalinowy.
W Polsce dzieje się to niestety później, bo większość energii elektrycznej powstaje w wyniku spalania paliw kopalnych. Trudno za to winić producentów samochodów. Poza tym posłanka zapomniała, że atom nie jest dla nich jedyną (chociaż sensowną) alternatywą. Są jeszcze odnawialne źródła energii (OZE).
Istota problemu tkwi w tym, że samochody elektryczne mogą być neutralne dla środowiska, a spalinowe nigdy nie będą, a przynajmniej nie na masową skalę. Naukowcy dawno już doszli do wniosku, że jeśli chcemy uniknąć katastrofy klimatycznej, w długoterminowej perspektywie nie mamy wyboru — musimy odchodzić od paliw kopalnych.
Takie banalizowanie problemów ekologicznych być może przysporzy głosów, ale na pewno jest szkodliwe dla wszelkich działań na rzecz ochrony środowiska. Od czasu zawartego w 2015 r. Porozumienia Paryskiego, ograniczenie emisji gazów cieplarnianych jest jednym z ważniejszych celów wspólnoty, do której należymy: Unii Europejskiej, czy to się komukolwiek podoba, czy nie.
Najprawdopodobniej posłance ktoś podpowiedział, że samochody elektryczne to temat, który wywołuje emocje, a żaden z polityków go jeszcze nie zagospodarował i warto zabrać w nim głos. Tylko lepiej wiedzieć, co się mówi, zamiast mówić, co się wie. Czasami najlepiej zachować milczenie. Podobno klasę polityka poznaje się po tym, jakimi się otacza doradcami. W tym przypadku ewidentnie coś poszło nie tak.