W każdym filmie o rozbitkach pojawia się ten sam motyw. Przed opuszczeniem wraku np. samolotu, pasażerowie zabierają ze sobą flarę. Po co? Da się ją odpalić praktycznie w każdych warunkach pogodowych i emituje ona intensywne, czerwone światło. W ten sposób w razie pojawienia się pomocy, rozbitkowie mogą poinformować o swojej pozycji ekipę ratunkową.
Flary na razie ratują życie pilotom. W Polsce są jednak stosowane głównie przez... kibiców. Czy zatem mogłyby mieć również zastosowanie dużo bardziej praktyczne i sprawdzić się w motoryzacji? Na forach samochodowych często przewija się pomysł stosowania flary w miejscu klasycznego trójkąta ostrzegawczego. W takim przypadku mogłaby one odgrywać dwie role. Po pierwsze informowałaby innych użytkowników drogi o miejscu postoju zepsutego lub rozbitego pojazdu. Po drugie oświetlałaby miejsce zdarzenia. Łatwiej byłoby udzielić pomocy np. poszkodowanym.
Pomysł wydaje się tym lepszy, że dziś na rynku spotykane są nie tylko klasyczne flary, swoim działaniem bazujące na chemicznej reakcji egzotermicznej. Na rynku pojawiają się również flary LED-owe. I te mają dwie zasadnicze zalety.
Co ciekawe, flary klasyczne i LED-owe mają podobne ceny. Za klasyczną trzeba zapłacić co najmniej 39 zł. Za zasilaną bateryjnie 41 zł.
Użycie flary lub nawet ostrzegawczej lampy LED-owej, wydaje się dobrym pomysłem. Stojący na drodze samochód w takim przypadku z pewnością rzucałby się w oczy i był widoczny z dużo większej odległości. Problem dotyczy jednak przepisów. Bo choć te nie ani słowem nie wspominają o flarze, nakładają obowiązek stosowania trójkąta ostrzegawczego. W teorii to oznacza zatem, że flarę można pewnie zastosować, ale nie jako zamiennik trójkąta, a raczej jego uzupełnienie.
Dopóki polskie przepisy nie zostaną zmienione, stosowanie wyłącznie flary będzie nielegalne podczas postoju pojazdu. Szczególnie w sytuacji, w której do zatrzymania dojdzie poza terenem zabudowanym lub na drogach szybkiego ruchu. Czyn taki oznacza wykroczenie polegające na "braku sygnalizowania lub niewłaściwym sygnalizowaniu postoju pojazdu z powodu uszkodzenia lub wypadku". Skutkiem kontroli policyjnej stanie się zatem mandat wynoszący 150 zł. Dodatkowo kierowca dostanie 3 punkty karne.
A przecież nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym do niewłaściwego sygnalizowania, policjanci dopiszą stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. To już oznacza 1150 zł mandatu i 13 punktów karnych.