Czego to ludzie nie wymyślą. Tak, to hasło idealnie pasuje do dzisiejszego materiału. Wyobraźcie sobie bowiem, że macie problem z zimowym rozruchem silnika w aucie. Winny jest słaby akumulator. Wy jednak nie musicie się przejmować, bo po prostu wyciągacie z plecaka powerbank, odłączacie od niego telefon i za pomocą przejściówki podłączacie go do baterii w pojeździe. Kilka sekund i silnik pracuje.
Niemożliwe? A właśnie że możliwe. Powerbanki z funkcją rozruchu samochodu są dostępne w Polsce i paleta produktów jest naprawdę szeroka. Tego typu urządzenia można kupić nie tylko w sklepach motoryzacyjnych, ale również większych marketach. Często mają atrakcyjną cenę wynoszącą między 270 a 300 zł. Choć są też i modele wyceniane na 500 czy 600 zł. Jakie są zalety takich powerbanków? Tych można wymienić szereg:
Czy nawet 300 zł wydane na zakup powerbanku z funkcją rozruchu silnika to dużo? Raczej nie. Klasyczny powerbank o pojemności 12 000 mAh potrafi kosztować 100 do 150 zł. Różnica nie jest zatem potężna. To raz. Dwa zakup szybko się zwróci. Taksówkarz za jednorazowe odpalenie silnika weźmie od 25 do 30 zł, a pożyczając prąd z auta sąsiada musicie zainwestować nawet 100 zł w dobrej jakości kable.
W teorii wszystko brzmi pięknie. Kierowca w razie problemu z rozruchem wyciąga z kieszeni powerbank, podłącza go do klem w pojeździe i bez problemu odpala silnik. Tylko czy ważące pół kilograma urządzenie rzeczywiście może zadziałać w taki sposób? No właśnie okazuje się że... tak! W tym punkcie muszę jednak zaznaczyć, że opinię taką wydaję przede wszystkim na podstawie komentarzy internautów, którzy powerbank do odpalania auta nabyli i korzystają z niego.
Powerbank z funkcją rozruchu samochodu działa. Decyduje o tym siła statystyki, a konkretnie aż 220 głosów dających jednemu z urządzeń 5 gwiazdek. Przy czym w sumie pojawiły się 263 opinie na temat tego sprzętu. To zatem świetny wynik.
Internauci podkreślają, że sami nie wierzyli w możliwość działania powerbanku o pojemności 12 000 mAh. Sądzili że deklarowana przez producenta możliwość dostarczenia prądu rozruchowego o wartości 300 A jest delikatnie mówiąc przesadzona. W praktyce wyszło inaczej. Jednej z osób przy użyciu sprzętu udało się odpalić 2,3-litrowego diesla i to kilka razy jednego dnia. Oczywiście nie jest też tak, że internauci widzieli same pozytywne strony awaryjnego akumulatora. Wskazali na dwie główne słabości tego typu urządzeń. Mowa o: