Półprzewodniki z pralek innego sprzętu AGD w samochodach. "Zjawisko powszechne"

Półprzewodników brakuje? Właśnie dlatego producenci motoryzacyjni znaleźli nowe źródło chipów. Zamiast szukania dostawców, zaczęli skupować... sprzęty AGD. I nie, to nie jest żart.

O sytuacji europejskiego rynku motoryzacyjnego szerzej opowiadamy również w serwisie Gazeta.pl.

Sytuacja na rynku motoryzacyjnym w Europie staje się kuriozalna. Chcesz Renault Captura? Być może twój egzemplarz dotrze za osiem miesięcy. Postawiłeś na Skodę Octavię? Termin oczekiwania na niektóre modele wynosi nawet półtora roku! A jeżeli postanowisz zamówić np. ładowarkę indukcyjną w Audi, producent dołoży do czasu realizacji zamówienia kolejne 6 miesięcy. Co sprawia, że choć kierowcy mają pieniądze, samochodów de facto kupić nie mogą? Powód jest jeden. Jego imię to... półprzewodnik.

Zobacz wideo Kierowca traktora zignorował czerwone światło przy przejeździe kolejowym. To nie mogło się skończyć dobrze

Brak półprzewodników cofa motoryzację. A remedium brak...

Prawda niestety jest taka, że potwora w postaci problemu z dostępem do półprzewodników, producenci motoryzacyjni w dużej mierze wyhodowali sami. Na początku pandemii koronawirusa myśleli, że popyt na auta drastycznie spadnie. Ucięli zatem zamówienia. A skoro fabryki półprzewodników przestawiły się na inne gałęzie przemysłu, niechętnie chcą realizować większe zamówienia chipów dla branży moto. I gdyby nieszczęść było mało, teraz sytuacja nałożyła się z rosyjską agresją w Ukrainie. Ukrainie, która jest ważnym dostawcą komponentów.

Brak półprzewodników jest poważnym problemem. Dziś praktycznie każda funkcja w pojeździe jest sterowana elektronicznie. Każda funkcja wymaga zatem zastosowania chipa. Bez niego samochody technologicznie wrócą do lat 90., czyli czasu w których dekadenckim dodatkiem było wspomaganie układu kierowniczego, centralny zamek, elektrycznie sterowane szyby lub poduszka powietrzna. Remedium? Szybkiego niestety nie ma. Bo nawet jeżeli firmy postawią na autonomizację, to potrwa.

Budowa łańcucha dostaw trwa miesiącami. Tworzenie własnej struktury produkcyjnej może pochłonąć już lata... A ani firmy motoryzacyjne, ani kierowcy tyle czasu nie mają.

Chipy w autach pochodzą z... pralek! Tak, to fakt.

Na arenie pojawili się zatem motoryzacyjni innowatorzy. Usiedli, pomyśleli i wpadli na pomysł, skąd można "na szybko" zorganizować chipy do produkcji samochodów. I nie uwierzycie, ale zaczęli je wymontowywać ze... sprzętu AGD. Masz np. luksusową limuzynę za setki tysięcy złotych? Powinieneś zatem wiedzieć, że elektryka jej foteli działa tylko dzięki uprzejmości pralki, która zamiast do sklepu ze sprzętem AGD trafiła do... koncernu motoryzacyjnego po to, aby wymontowano z niej chip. Ironia losu, prawda?

Informacja ta może wydawać się nieco żartobliwa, ale taka nie jest. I potwierdził ją ostatnio w rozmowie z serwisem autoevolution.com Peter Wennink, prezes i zarazem dyrektor generalny firmy AMSL, czyli producenta maszyn służących do przygotowywania układów scalonych. A w kontekście tej wypowiedzi jasne jak słońce staje się jedno. Kryzys z półprzewodnikami w motoryzacji z całą pewnością nie skończy się szybko.

Sprzedaż aut spada. Producenci szukają rozwiązań, a te... nie są dobre.

Producenci motoryzacyjni w niemalże desperacji poszukują kolejnych rozwiązań, które pozwolą im na produkcję samochodów. I przykład z wykupywaniem sprzętu AGD jest dosłownie modelowy. W ten sposób chcą ratować topniejącą sprzedaż pojazdów i to topniejącą drastycznie. Bo dla przykładu rok 2021 pod względem zbytu aut w Europie była najgorszy od dekady.

Warto jednak pamiętać o jednym. Desperackie poszukiwanie rozwiązań niestety też nie jest najlepszym wyjściem. Raz że będzie musiało się odbić i już odbija się na cenach samochodów. Dwa że wpłynie też na inne branże. Bo masowe kupowanie pralek przez firmy motoryzacyjne sprawi, że dostępność sprzętu AGD spadnie. Dodatkowo stanie się on po prostu droższy. I tak koło się zamknie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA