W Polsce posiadanie i używanie kamerek jest legalne, ale pod pewnymi warunkami. Ich liczba rośnie z każdym rokiem, a widok kamerki na szybie samochodu przestał już kogokolwiek dziwić. Jedni nagrywają, bo zabezpieczają się na wypadek kolizji. Drudzy - bo szukają rozgłosu w mediach społecznościowych. Inni - bo dostarczają policji dowodów na łamanie przepisów. Tych trzecich jest coraz więcej. Wydaje się, że polscy kierowcy mają po prostu dość skrajnie nieodpowiedzialnego zachowania na drodze i chętnie dostarczają policji nagrań z piratami drogowymi.
Często montowanie kamerek nazywa się modą, ale wzrost ich popularności nikogo nie powinien dziwić. Na kierowców czeka na drogach wiele pułapek, a nagranie może się okazać dowodem przeciwko naciągaczom. Trzeba tylko pamiętać, że nagrywanie nie usprawiedliwia łamania przepisów.
Więcej informacji o przepisach ruchu drogowego znajdziesz na stronie głównej gazety.pl
Metoda "na stłuczkę" lub "na wypadek" nie jest niczym nowym. Stosowana jest od lat, jednak w ostatnich miesiącach zyskuje na popularności. Jak zabezpieczyć się na wypadek kłopotów? Mechanizm jest dość prosty i stosowany zazwyczaj na niewielkich skrzyżowaniach. Sprawcy najczęściej jeżdżą do skrzyżowań równorzędnych i czekają na auto pojawiające się z lewej strony. Gdy takie zauważą, przepuszczają je dając znak ręką lub światłami. Jeśli nieświadomy oszustwa kierowca połknie haczyk i ruszy, oszust stojący po prawej stronie dodaje gazu wjeżdżając w ofiarę. Po przyjeździe policji sprawca kolizji wszystkiego się wypiera i twierdzi, że to drugi z kierowców wymusił pierwszeństwo.
Naciągacze polują także na rondach. Oszust jeździ po nich prawym pasem czekając na kierowcę, który z lewego pasach spróbuje zjechać z ronda. Korzystający z metody "na stłuczkę" ustawia się wtedy w martwym polu jadącego lewym pasek kierowcy i w odpowiednim momencie przyspiesza doprowadzając do kolizji.
Celem oszustów w obu przypadkach jest oczywiście oszukanie policji i wyłudzenie odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej ofiary. Dla kierowcy, który dał się nabrać oznacza to z kolei kłopoty, strata czasu i nerwów oraz oczywiście koszty - wyższe składki i konieczność sfinansowania naprawy własnego auta w przypadku braku AC. Niektóre statystyki mówią, że nawet co dziesiąte odszkodowanie wypłacone w wyniku oszustwa. Oszustwem "na stłuczkę" parają się m.in. kilkuosobowe grupy, które po kolizji sporządzają dokumentację i oświadczenia, a na ich podstawie wyłudzają odszkodowania. Drugim typem oszustów są indywidualni kierowcy, którzy chcą sobie w tej sposób za darmo naprawić lekko uszkodzony samochód.
Policja radzi, aby w przypadku spowodowanej przez oszustwa stłuczki (przynajmniej w przypadku wersji na skrzyżowaniu) poszukać świadków, którzy mogliby poświadczyć, że oszust faktycznie przepuszczał ofiarę, po czym w ostatniej chwili "zmienił zdanie". Uratować niewinnego kierowcę może też monitoring miejski lub np. sklepowy, o ile tylko na nagraniu będzie widać całe zdarzenie.
Zdaniem policji jednak najskuteczniejszą metodą jest jednak montaż wideorejestratora, który nagra próbę oszustwa i będzie stanowił dowód niewinności.
W razie potrzeby mamy wtedy dowód, że ktoś faktycznie machnął ręką i ustąpił nam pierwszeństwa. Warto, żeby w miarę możliwości taka kamera była w samochodzie zainstalowana. Materiał z takiego nagrania może posłużyć do tego, żeby udowodnić swoją niewinność
- jakiś czas temu tłumaczyła policja w rozmowie z Newserią.