Apel ekspertów do spraw bezpieczeństwa i obronności jeszcze kilka dni temu mógł się wydawać przesadzony, ale sytuacja na wschodzie Ukrainy szybko udowodniła, że nie są to bezzasadne obawy. Sprawdzona informacja w obliczu konfliktu jest na wagę złota. Zobaczcie, jak bardzo Ukraińcom w skutecznym oporze pomaga amerykański wywiad. Ale nie tylko on. Wojsko wspierają też cywile. Fotografują rosyjskie pojazdy, donoszą o ich ruchach i pomagają rozszyfrować tajemnicze znaki. Nie tylko na pojazdach, ale też takie, które pojawiają się na drogach oraz budynkach.
Więcej o aktualnej sytuacji w Ukrainie dowiesz się ze strony głównej gazety.pl
Później takie zdjęcia z telefonu i informacje od zwykłych ludzi analizują eksperci wojskowi. Działa to w obie strony. Rosjanie też przecież mają znakomicie wykwalifikowanych specjalistów, a to, co nam się wydaje błahym zdjęciem, może się okazać ważną informacją. Amerykańskie Google zdecydowało się wyłączyć możliwość śledzenia natężenia ruchu na ukraińskich drogach. Właśnie z obawy, że w ten sposób Rosja będzie mogła namierzyć przemieszczające się jednostki i np. zaatakować je z powietrza.
Dlatego powinniśmy się mieć na baczności także w Polsce i nie robić zdjęć kolumnom wojskowym oraz transportom humanitarnym. Nie wiecie, które są bez znaczenia tak, jak zweryfikowane przez specjalistów fotografie w tym tekście, a które mogą być niedźwiedzią przysługą oddaną Ukrainie.
Ze zdjęć robionych w czasie wojny szybko da się wyczytać rodzaj pojazdów, ich liczbę, oznaczenia, numery rejestracyjne (da się więc zidentyfikować konkretną jednostkę), stan techniczny, a także np. ładunek. Pamiętajcie, nawet jeśli nie opublikujecie informacji o godzinie czy lokalizacji, to bardzo często da się ją w banalny sposób wyciągnąć z zaszytych w pliku danych. Po chwili z poradnikiem w Google albo na YouTube sami byście to potrafili. Dla eksperta po drugiej stronie monitora to tylko formalność. A im więcej takich zdjęć dostanie, tym więcej trafnych wniosków wyciągnie.
Zasada jest więc prosta. Jeśli już robimy takie zdjęcia, to zachowujemy je dla siebie. Znajomym i rodzinie pokazujmy je tylko na ekranie naszej komórki.
Nie powinno się też udostępniać zdjęć dużych transportów humanitarnych jadących na granicę z Ukrainą. Od razu przestrzegamy przed paniką. Oczywiście nie chodzi o to, że transporty w Polsce narażone są na ataki obcego wojska.
Ale na prowokacje, tak. Coraz częściej pojawiają się informacje o atakach na uchodźców, niepokojące incydenty — wiele z nich niezweryfikowanych lub trudnych do weryfikacji. W najbliższym czasie to się nasili. Tak zwana wojna informacyjna to potężna broń. Najlepszym przykładem są choćby niedawne nieprawdziwe informacje o braku paliwa w Polsce. Dosłownie kilka dni temu polskie media społecznościowe obiegały zdjęcia stacji paliw z wielkimi kolejkami i cenami na poziomie 9,99 zł za litr. Pamiętajcie, że jesteśmy narażeni na tzw. fake news, a Rosji zależy na destabilizowaniu sytuacji w Europie i wywoływaniu paniki.
*****
Trwa rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Są informacje o zniszczonych domach, rannych i zabitych. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego Gazeta.pl łączy sił z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony pcpm.org.pl/ukraina. Więcej informacji w artykule: