Ferrari 812 nosi przydomek "superfast" nie bez powodu. Supersportowe coupe ma pod maską silnik V12 o mocy 800 KM i zapewnia osiągi, z których nie powinno się korzystać na drogach publicznych.
Interesujesz się bezpieczeństwem ruchu drogowego? Czytaj na ten temat na gazeta.pl
Mimo to właściciel czerwonego bolidu z Izraela postanowił to zrobić, a los błyskawicznie go za to ukarał. Prędkość maksymalna takiego auta to 340 km/h, przyspieszenie do setki zajmuje mniej niż trzy sekundy, , a czas od mocnego wciśnięcia gazu do kolizji... może być równie krótki.
Przynajmniej tak było w przypadku amatora ulicznych wyścigów, który postanowił udowodnić właścicielowi plebejskiego Seata Ibizy to, co jest oczywiste: że ma szybszy samochód. O kraksie z udziałem supersamochodu zawiadomił izraelski portal JDN.
Właściciel Ferrari 812 Superfast się sprowokować krewkiemu kierowcy miejskiego auta w 310-konnej wersji Cupra i popędził poboczem izraelskiej autostrady nr 6. Niestety drogi publiczne, to nie tory wyścigowe i trudno na nich przewidzieć reakcję pozostałych kierowców.
Dodatkowo nawet kierowcy superaut nie mają wyczucia odległości i refleksu kierowców wyścigowych. Efekty można oglądać na materiale wideo z Izraela. Ktoś źle ocenił prędkość albo zrobił coś niespodziewanego, oba samochody spotkały i się i skończyły jazdę w kłębach dymu i deszczu samochodowych odpadków.
Najprawdopodobniej jadący z przodu właściciel Ferrari 812 przestraszył się czegoś i zahamował, a kierowca Seata nie dał rady tego zrobić równie skutecznie. Podobna była przyczyna śmiertelnego wypadku z udziałem Polaków pod słowackim Dolnym Kubinem w 2018 roku.
Izraelska kraksa zakończyła się w miarę szczęśliwie, chociaż z komory silnika Seata w efekcie zderzenia wypadła cała jednostka napędowa. Ferrari przede wszystkim straciło zderzak, ale naprawa tego auta będzie bardziej kosztowna, niż kupno kolejnej Cupry.
Poza tym może być z nią problem, bo ubezpieczyciel każdego z kierowców biorących udział w nielegalnym wyścigu, najprawdopodobniej odmówi wypłaty odszkodowania na podstawie załączonego materiału filmowego, który stanie się dowodem.
A można było jechać spokojnie i zamiast rwać włosy z głowy na środku autostrady, spokojnie siedzieć w domu. Obaj kierowcy teraz na pewno żałują swojej decyzji, ale kolejni amatorzy wyścigów jeszcze mają czas wyciągnąć odpowiednie wnioski.