Jechał autostradą A1 pod prąd i nie chciał się zatrzymać. Twierdził, że wszystko było okej

Policja zatrzymała kierowcę skody, który jechał autostradą A1 pod prąd. Nie reagował na sygnały drogowców, a po zatrzymaniu nie przyznawał się do winy i tłumaczył, że "nic się nie stało". Teraz może dostać 30 tys. zł kary.
Zobacz wideo Mandaty za prędkość w Polsce. Ile kierowcy zapłacą za jakie przewinienia?

Wyjątkowo nietypowego kierowcę zauważyli drogowcy pracujący przy autostradzie A1 w okolicy Grudziądza. Jechał skodą w kierunku Łodzi, ale jezdnią prowadzącą do Gdańska.

Nie chciał się zatrzymać i twierdził, że "nic się nie stało"

Obsługa drogi próbowała zmusić kierowcę do zatrzymania się. Bezskutecznie. Kierowca nie reagował na sygnały drogowców i jechał dalej. O sprawie poinformowano więc policję.

Kierowca postanowił jednak zjechać z A1 węzłem w Lisewie (15 kilometrów dalej). Ponownie próbował zrobić to pod prąd, co już uniemożliwili mu pracownicy obsługi autostrady. Po chwili na miejscu pojawiła się policja i zatrzymała kierowcę skody.

49-latek - ku zaskoczeniu funkcjonariuszy - okazał się zupełnie trzeźwy. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jechał autostradą pod prąd. Co więcej, bagatelizował całą sprawę i - jak relacjonuje kujawsko-pomorska policja - tłumaczył, że "nic się nie stało".

Kierowca do końca obstawał przy swoim. Nie chciał przyznać się do tego, że wjechał na autostradę pod prąd. Policjanci zatrzymali mu więc prawo jazdy i przygotowali dokumenty konieczne do ukarania 49-latka w sądzie. Tam okaże się, czy i - jeśli tak, to kiedy - kierowca odzyska uprawnienia. Sąd może nałożyć na niego karę do 30 tys. zł. 

Więcej o nowym taryfikatorze mandatów przeczytasz na Gazeta.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.